[boombox_dropcap style=”primary” font_size=”70px” color=”red”
class=”class-name”] P [/boombox_dropcap]
ani Dorota Brejza spakowała do szkoły swojego syna pierwszoklasistę. W plecaku znalazły się książki, zeszyty i piórnik. Po zważeniu okazało się, że szkolny ekwipunek waży aż 6 kg. Przy tym nie było jeszcze śniadania, które ma być dołożone rano. Czyli do tego jeszcze dojdzie pojemnik z kanapką i butelka picia.
Według Głównego Inspektoratu Sanitarnego masa plecaka nie powinna przekraczać 10-15 procent masy działa dziecka. Łatwo z tego wyliczyć przyjmując, że tornister dziecka Brejzów ze spakowanym rano śniadaniem może ważyć około 6,7 kg. W związku z tym dziecko powinno ważyć 67 kg. To absurd.
W przypadku siedmiolatków przy rozpiętości wzrostu 115-135, rozpiętość wagi chłopca powinna wynosić 19-32 kg. Czyli plecaki są co najmniej dwa razy za ciężkie.
Za ciężki plecak = kłopoty ze zdrowiem
Noszenie za ciężkiego plecaka wiąże się nie tylko z bólem pleców i przemęczeniem, co skutkuje mniejszą koncentracją na lekcjach w szkole. Dźwiganie takich ciężarów przez niewykształcony do końca organizm młodego człowieka może skończyć się poważnymi schorzeniami kręgosłupa oraz problemami z prawidłowym funkcjonowaniem układu oddechowego.
Jeden z przykładów „deformy” edukacji i chaosu w szkołach – to sytuacja dzieci z podstawówek,które z narażeniem zdrowia codziennie noszą ważące wiele kilogramów plecaki??️♀️??
— Krzysztof Brejza (@KrzysztofBrejza) September 8, 2019
Plecaki jak wypakowane kamieniami.#ChaosWSzkole #RatujmyNaszeDzieci#WagaEdukacji pic.twitter.com/yrRqTs52uB