fbpx

Rząd zabija gospodarkę. Lockdown, a gastronomia.


Subksrybuj nas na Google News

Od początku pandemii do końca ubiegłego roku upadło 7-8 tysięcy lokali gastronomicznych. Zwolniono 130 tysięcy pracowników, a liczby tylko rosną i rosnąć będą. Branża skurczyła się o około 20%, jednak rząd, zamiast obostrzenia znosić, woli je przedłużać.

Przypomnijmy, że zamknięcie placówek gastronomicznych przez rząd trwa już od połowy października, czyli ponad trzy miesiące. Przy czym dodać trzeba, że przed pandemią w branży pracowało około miliona ludzi, zaś samych lokali było otwartych 76 tysięcy. Na legalne działanie restauratorzy pozwolić sobie mogą jedynie w przypadku możliwości serwowania jedzenia na wynos, a to wyklucza znaczną część restauracji i wszystkie bez mała puby czy bary. Jak twierdzi prezes IGGP (Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej) Jacek Czauderna w wywiadzie na YouTube dla kanału To Ty Decydujesz:

“Obecnie funkcjonuje tylko 15-20 proc. wszystkich lokali gastronomicznych, tradycyjne restauracje są zamknięte. Zapewnienia niektórych mediów, że branża funkcjonuje i sobie radzi, że ratują ją wywozy i wynosy, to niczym nieuzasadnione, niepoparte faktami teorie.”

Zdaniem Czauderny sprzedaż na wynos pomaga jedynie tym lokalom, które jeszcze przed pandemią nastawione były na taki sposób działania. Warto nadmienić, że Sztab Kryzysowy Gastronomii Polskiej jeszcze w listopadzie (23.11) wystosował do polskiego rządu petycję. Postulaty tam opisane to między innymi:

  • obniżenie stawki VAT na usługi gastronomiczne
  • rządowe pożyczki z gwarancjami BGK
  • okresowe, preferencyjne stawki składek ZUS

Na petycję rząd raczył sobie nie odpowiadać.

Samobójstwo Jarosława Gasika, restauratora z Wrześni

56-letni Jarosław Gasik odebrał sobie życie w dniu 11 grudnia. Był właścicielem lokali i sal bankietowych w liczącej około 30 tysięcy mieszkańców Wrześni. Największą bolączką przedsiębiorcy było wielomilionowe zobowiązanie kredytowe, które ten przeznaczyć chciał na remont pałacu, w którym mieścić się miały restauracja i hotel. Renowacja pałacu była marzeniem restauratora, które mu się spełnić ledwie kilka miesięcy przed tragiczną śmiercią. Jak wskazują pracownicy, zanim Gasik targnął się na swoje życie, wypłacił wszystkie zaległe pensje. Zatrudniał łącznie 80 osób.

Pomoc ze strony rządu według otoczenia Jarosława Gasika była tylko “kroplą w morzu potrzeb” i nijak nie mogła pomóc w tak ciężkiej sytuacji. Czy zatem można się dziwić tak radykalnym krokom? Czy raczej powinno się próbować przeciwdziałać możliwości wystąpienia kolejnych takich tragedii? Bo po działaniach rządzących – nie oceniając tych działań motywacji – można z pewną dozą prawdopodobieństwa założyć, że nieszczególnie im na tym zależy.

Zamiast wsparcia podatek handlowy

Mogłoby się wydawać, że gorzej być nie może. Jak się jednak okazało – może. 1 stycznia wszedł w życie nowy podatek – podatek handlowy. Co ciekawe, obowiązek jego płacenia mają także firmy przynoszące straty z powodu rządowych restrykcji. Także i te, których podstawowa działalność została w związku z pandemią wstrzymana.

Żeby było jeszcze zabawniej, Komisja Europejska już w 2017 roku wszczęła wobec Polski postępowanie, nakazując zawieszenie jego poboru. Tak, podatek ten miał wejść w życie 4 lata temu i mimo tego, że spór między Polską a KE w tej sprawie wciąż trwa, ktoś postanowił wprowadzić go właśnie teraz. W dobie największego kryzysu. Co więcej, rozstrzygnięcie sporu zależeć będzie od wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE. Najwyraźniej, zamiast wesprzeć upadające przedsiębiorstwa, PiS woli łatać dziury w budżecie pieniędzmi wołających o pomoc obywateli.

O zawieszenie daniny apeluje, chociażby Konfederacja Lewiatan. Proszą rząd by, zamiast wprowadzać nowe podatki, wziął przykład z innych państw europejskich i zaczął je obniżać. Podczas gdy u naszych sąsiadów w Czechach mówiło się o planach “największej obniżki podatków w historii”, w Polsce wprowadzono podatek cukrowy czy handlowy właśnie.

#otwieraMY

Akcja #otwieraMY polega na otwieraniu lokali przez restauratorów mimo obowiązujących obostrzeń. Wszystko odbywa się w tzw. rygorze sanitarnym i jest zorganizowane bardzo często przy wsparciu pozostałych obywateli. Niestety, na zbuntowanych przedsiębiorców czeka masa przeszkód. Wizyty Sanepidu w asyście policji przekładają się na wysokie kary rzędu nawet 30 tysięcy złotych. Taką grzywnę dostał 26-letni Dawid Zmyślony z Ostrowa Wielkopolskiego. Nie ma jednak w planach ponownego zamknięcia swojej restauracji, gdyż uważa, że wprowadzone restrykcje nie mają odpowiedniej podstawy prawnej. Zapowiada, że swoich praw domagał się będzie w sądzie.

Według IGGP od 17 stycznia w ramach akcji #otwieraMY otwarto nawet 20 tysięcy lokali gastronomicznych. Choć te szacunki mogą być przesadzone, to trzeba przyznać, że nawet połowa tej liczby robi piorunujące wrażenie. Jest to chyba najbardziej wyrazisty i największy przejaw sprzeciwu obywatelskiego w ostatnich latach. W końcu ludzie walczą o przyszłość nie tylko swoją, ale i zatrudnianych przez siebie pracowników.

Tymczasem w innych krajach…

W Czechach mieliśmy obniżkę podatków. W Zjednoczonym Królestwie zaoferowano branży gastronomicznej “Eat Eat Out to Help Out Scheme”. Polegał on na tym, że klient płacił jedynie 50% za posiłek w restauracji, resztę zaś opłacał rząd. Wystarczyło zarejestrować swoje przedsiębiorstwo w programie. Niektórym krajom najwidoczniej bardziej niż Polsce zależy na pobudzeniu gospodarki i wsparciu bankrutujących przedsiębiorców. Jednym z nich jest członek Grupy Wyszehradzkiej, o której tak pięknie zdarza się rządzącym mówić. Czy zatem PiS weźmie z nich przykład i odciąży nieco samych Polaków? Najprawdopodobniej nie. Istnieje jednak szansa na poluzowanie restrykcji dzięki akcji #otwieraMY. W końcu rząd nie pójdzie na wojnę z tak wielką masą ludzi. Prawda?


Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!