Koronawirus i pandemia obnażyły absurdy obecnej władzy. Roczny budżet Sanepidu wynosi 50 milionów złotych. 50 milionów złotych na walkę z największą pandemią od 100 lat. Wychodzi 1,3 zł na głowę jednego mieszkańca. Jeden złoty i trzydzieści groszy. Można za to kupić 2 suche bułki albo 6 paczek zapałek. Brzmi przerażająco, zestawiając to z Jackiem Sasinem, który jedną decyzją o wyborach kopertowych zmarnował 70 milionów.
Z każdej strony dobiegają nas informacje o ludziach, którzy nie mogli zrobić testu lub czekają w nieskończoność na wyniki. Jest to kluczowe w zahamowaniu pandemii, bez diagnostyki nie da się wyłapywać roznosicieli. Znam co najmniej dwie historie ludzi, którzy przez tydzień byli odsyłani z kwitkiem, nie mogąc doprosić się testu. Gdy w końcu udało się go zrobić, było już za późno na pomoc. Wyjątkowym debilizmem był pomysł ministra Niedzielskiego, który we wrześniu wymyślił, żeby testować tylko tych, którzy mają 4 objawy jednocześnie. “Masz gorączkę i kaszel? Sorry, to za mało. Wróć do nas jak stracisz smak, węch i będziesz miał duszności, to może wtedy łaskawie go zrobimy”. Dopiero po kilku tygodniach i apelach wielu lekarzy zmieniono to bezmyślne postanowienie.
Niestety skutki widoczne są dziś. Zaoszczędzono psie pieniądze na diagnostyce, a na kwiaty, które skupi rząd po zamknięciu cmentarzy pójdzie 180 milionów. To prawie 4 razy więcej niż roczny budżet Sanepidu! Rozumiecie to? Bo mój umysł tego nie ogarnia. Ludzie stoją w gigantycznych kolejkach do punktów pobrań, w tym samym czasie w Niemczech na badanie i wynik czeka się 15 minut. Rozumiem, że gdyby to była inżynieria kosmiczna, to można byłoby szukać wymówek. Niemniej jednak na całym świecie ludzi bada się na skalę przemysłową. Jesteśmy jednym z niechlubnych wyjątków. Nawet dodzwonienie się na infolinię Sanepidu graniczy z cudem. Rząd miał latem przekonanie, że “druga fala koronawirusa to tylko spekulacje”. Efekty bezmyślnej polityki widzimy. Dziś przed szpitalami pojawiły się nekrologi informujące o śmierci systemu służby zdrowia. Katastrofa sanitarna staje się faktem.
Pod względem liczby testów na milion mieszkańców zajmujemy 24 miejsce w zestawieniu 27 europejskich krajów.
Tragedia. Zastanawiam się, czy rząd robi to celowo na złość postulatowi Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z kampanii prezydenckiej, która apelowała o jedno: “testy, testy, testy”. Żeby było bardziej śmieszno-strasznie dziennikarskie środowisko katolickie domagało się wtedy utrzymania liczby testów na jak najniższym poziomie.
Efekty widzimy. Całkowita zapaść służby zdrowia i katastrofa sanitarna to kwestia tygodni, nawet nie miesięcy. Reszta Polaków może szukać ratunku na własną rękę i próbować testować się prywatnie. Koszt? 400 złotych za jeden test. Zamiast ograniczać zasięg pandemii, mamy 2 miliardy w TVP na walkę z opozycją. 2 miliardy, które mogły uratować wiele istnień ludzkich. Ale priorytetem jest utrzymanie władzy, a nie życie. Nie od dziś wiadomo, że “rząd się sam wyżywi”. Dla kontrastu sąsiednia Słowacja przebadała przez weekend ponad 2,5 miliona mieszkańców. Skutki polityki oszczędności na jednej z najbardziej newralgicznych instytucji mogą przynieść tylko jeden skutek. I będzie on tragiczny. Wyjątkowo makabrycznie wyglądają wypowiedzi polityków PiS, którzy obarczają demonstrantów za obecny stan rzeczy. Tych samych demonstrantów, których sprowokowali do wyjścia na ulice, a przez tyle miesięcy nie zrobili prawie nic, żeby ratować sytuację.