Liczenie głosów w Stanach Zjednoczonych dobiega końca. Faworytem do wygranej jest obecnie Joe Biden, mimo, że w debacie prezydenckiej Trump nazwał go “niczym”. Kampania obecnego prezydenta USA była niezwykle podobna do tej na naszym podwórku.
O tym, że kandydaci do najważniejszych ról w Państwie są w stanie w trakcie kampanii wyborczej powiedzieć wszystko, co im ślina na język przyniesie, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Gorzej, jeśli górnolotne słowa biją bezpośrednio w ludzi. Pamiętamy dobrze jak premier Morawiecki zapewniał. że epidemia już się kończy i nie ma co się bać jakiegoś tam wirusa. Dziś wszyscy ponosimy skutki tej lekkomyślnej narracji, w którą na tamten moment gotowy był uwierzyć sam premier.
Donald Trump jako urzędujący prezydent demokratycznego mocarstwa, mając na sobie odpowiedzialność głowy państwa, publicznie neguje fakty, nie zważając na to, że ośmiesza się w oczach większości obywateli swojego kraju. Widać tu niesamowite podobieństwo do polityki uprawianej przez PiS.
Politycy i zwolennicy PiS walczą o zwycięstwo Donalda Trumpa, jakby chodziło o ich własne. I jakby ich walka prowadzona w social mediach miała wpłynąć na wynik amerykańskich wyborów. Do bitwy stanęli ramię w ramię – publiczne media, trolle i politycy partii rządzącej. Bo koniec Trumpa to zapowiedź ich własnego końca. . pisze Newsweek
Gazeta Newsweek zaobserwowała, że w mediach społecznościowych działa wielka grupa trolli, która posiada pewne informacje dużo szybciej, niż zwykli śmiertelnicy, dzięki czemu umiejętnie stosuje retorykę spójną z przekazem ekipy Trumpa. Armia trolli odnosiła się do wszystkich fake newsów wyprodukowanych przez sztab i wielbicieli walczącego o reelekcję prezydenta USA, a także wykazała się wyjątkową znajomością amerykańskiego systemu wyborczego i prawnego – podaje Newsweek.
Więcej informacji u źródła: Newsweek.pl