Andrzej Duda rozmawiał z królem Jordanii przez telefon. Mimo, że rozmowa odbyła się 7 kwietnia, “wszędobylscy” internauci wywęszyli, że na zdjęciu ewidentnie coś się nie zgadza. Aparat, jakiego używał prezydent, miał nie być podłączony do linii, a prezydent rozmawiał z maseczką na ustach. Sprawę prostuje rzecznik prezydenta, który przy okazji pogrąża prezydenta.
“Omawiając sytuację bezpieczeństwa w regionie Bliskiego Wschodu, przywódcy podkreślili znaczenie dwustronnej współpracy wojskowej oraz wspólny udział w działaniach Globalnej Koalicji przeciw ISIS. Prezydent Duda podziękował za gościnność, jakiej doświadczają polscy żołnierze przebywający w Jordanii od 2016 roku. Rozmówcy wymienili także uwagi na temat dalszych losów procesu pokojowego w regionie” – informuje Kancelaria Prezydenta.
Tymczasem internauci zwrócili uwagę na kilka szczegółów dotyczących fotografii. Po pierwsze, rozmowa miała się odbyć w maseczce. Druga, częściej komentowana w sieci obserwacja, dotyczyła samego aparatu… i jego niepodłączenia do prądu.
“Andrzej Duda rozmawia z królem Jordanii w reżimie sanitarnym przez niepodłączony telefon. Takiej rozmowy nie podsłuchają ani wrogie służby, ani totalna opozycja” – napisał jeden z internautów.
“Andrzej Duda rozmawiał z królem Jordanii przez odłączony telefon? Kancelaria prezydenta zamieściła kuriozalne zdjęcie”; “Czy @prezydentpl nie wie, że taki telefon należy najpierw podłączyć?”; To jest właśnie PR XXI wieku. Zapewne bardzo udana rozmowa z królem Jordanii” – czytamy w kolejnych tweetach.
Po dokładniejszym przyjrzeniu okazuje się, że telefon jest jednak podłączony, a jedynie kabel jest słabo widoczny. To nie przeszkodziło jednak sprostować zamieszania Błażejowi Spychalskiemu, rzecznikowi głowy państwa, który napisał, że telefon ma jeszcze jedno gniazdo z boku (co okazało się niepotrzebną wymówką). Spychalski odniósł się też do sprawy noszenia maseczki podczas rozmowy. W trakcie rozmowy z królem Jordanii w pomieszczeniu byli jeszcze inni ludzie. I rzeczywiście – z całą pewnością można stwierdzić, że była tam minimum jedna dodatkowa osoba, czyli fotograf.