Perypetie Marka Kubali to podręcznikowy przykład na to, jak zniszczyć komuś biznes w białych rękawiczkach. Wiele osób, będących na jego miejscu, przypłaciło podobne przypadki zdrowiem, niejednokrotnie nawet życiem. Mimo, że sąd przyznał, że padł ofiarą pomyłki wymiaru sprawiedliwości, Marek Kubala nadal toczy batalię o odszkodowanie za poniesione straty finansowe. Przedsiębiorca bardzo krytycznie ocenia to, co zrobili w jego sprawie minister sprawiedliwości i telewizja Jacka Kurskiego. Skontaktowaliśmy się z nim, żeby zapytać o ocenę roli, jaką odegrał podczas reformy systemu z perspektywy czasu.
Reforma sądów w praktyce
Historia Marka Kubali była wielokrotnie szeroko opisywana w mediach, dlatego przedstawimy ją w skrócie, skupiając się bardziej na innym aspekcie sprawy. Poszkodowany przez wymiar sprawiedliwości prowadził dobrze prosperujący salon samochodowy. W wyniku pomówień o rzekome wręczanie łapówek trafił do aresztu oraz wpadł w ogromne tarapaty finansowe. Finalnie musiał zamknąć firmę i walczyć w sądzie o dobre imię. 11 lat chodził z piętnem przestępcy, tyle trwała jego walka o niewinność w procesie karnym. Został wówczas wykluczony z normalnego życia i pozostawiony sam ze sobą w walce o przetrwanie. Jednocześnie dopadli go komornicy, którzy ciągle próbują ściągnąć długi powstałe z nie jego winy. Wieloletni bój przyniósł efekty – został oczyszczony z zarzutów. Sąd apelacyjny we Wrocławiu przyznał, że w wyniku bezprawnych działań organów ścigania, ta sprawa chwały wymiarowi sprawiedliwości nie przynosi. Sąd wyraził wówczas publicznie ubolewanie i przeprosił. Jednak przyznano mu tylko 150 tysięcy odszkodowania za miesiąc aresztu. Było to zaledwie ułamkiem jego długów, wywołanych w wyniku zatrzymania. Marek Kubala czuł rażącą niesprawiedliwość i chciał skorzystać z nowego narzędzia skargi nadzwyczajnej, jakie wprowadził Andrzej Duda w 2017 roku. Dzięki temu sprawa miała znowu trafić na wokandę i zostać ponownie rozpatrzona. I tutaj zaczyna się kolejny akt jego dramatu, złudnych nadziei i obietnic obozu władzy.
Skarga nadzwyczajna miała być stosowana, gdy “orzeczenie rażąco narusza prawo przez jego błędną wykładnię lub zastosowanie”. Przedsiębiorca złożył ją na ręce prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości jednocześnie, jako jeden z pierwszych. Minęło ponad 1000 dni, a mimo to nikt nie kiwnął w jego sprawie palcem. W tym czasie błyskawicznie rozpatrzono podobne zawiadomienia Beaty Kempy i rządowego dziennikarza, Wojciecha Biedronia. Marek Kubala komentuje to jednoznacznie. – Jeśli chodzi o ilość wniosków osób poszkodowanych na przestrzeni ostatnich lat, było ich około 10 tysięcy. W tych osobach są również politycy. Beata Kempa złożyła skargę do swojego partyjnego kolegi, tam zapadł wyrok niekorzystny odnośnie spalenia biura poselskiego i ona czekała 4 miesiące, a ja trzy lata. To pokazuje, że dla kolegów politycznych się załatwia szybko, a zwykłego obywatela się trzyma. Jedyną sprawę spośród kilku tysięcy zwykłych obywateli, którą rozpatrzono na korzyść – słyszałem o jednej. Dotyczyła małżeństwa i wpisu do księgi wieczystej, był o tym program “Państwo w państwie”. Z mojej wiedzy, na kilka tysięcy wniosków obywateli, wszystkie zostały odrzucone lub rozpatrzone negatywnie. To pokazuje, iż skarga nadzwyczajna w ogóle nie działa i jest traktowana instrumentalnie. 95% ludzi, którzy mają zniszczone życie, ich sprawy są wywalane do kosza. To pokazuje całą hipokryzję ministra Ziobry – sugeruje w rozmowie z nami poszkodowany przez system sprawiedliwości.
Osobny rozdział trzeba poświęcić na ocenę zmian dokonanych w wymiarze sprawiedliwości i postawę redakcji z Woronicza. – Reforma narobiła bałaganu i zamieszania, tam doszło do mianowania sędziów politycznie, a nie na podstawie doświadczenia. Cierpią na tym obywatele. To spowodowało, że sprawy w sądach są rozstrzygane jeszcze dłużej niż było to wcześniej. To wynik wojny Ziobry z sędziami. Na razie odbiór jest negatywy, jest zdecydowanie gorzej – mówi Marek Kubala, który zna system sądowniczy od podszewki, stykając się z nim jako naoczny świadek wielu procesów i spraw. Jeszcze do niedawna był on chętnie zapraszany do studia TVP, żeby opowiedzieć swoją historię jako przykład rażącej niesprawiedliwości sędziowskiej i wchodzić w ostre dyskusje z przedstawicielami tej grupy społecznej. Wszystko zmieniło się, gdy przejrzał na oczy i uświadomił sobie, że zmiany idą na gorsze i są wykorzystywane głównie przez obóz “dobrej zmiany”, publicznie podnosząc słowa krytyki. – Ja w tej chwili chciałbym, żeby ktoś mnie zaprosił, ale w tym momencie nie ma na to szans. Ten okres ostatnich 2 lat to moje usilne starania, żeby TVP znalazło odwagę, zaprosiło mnie do studia, tak jak kiedyś. Mógł wtedy publicznie skrytykować, obnażyć i opowiedzieć o tym wszystkim widzom i obywatelom, którzy kiedyś obserwowali moją historię. TVP się tego boi i blokują mnie – twierdzi przedsiębiorca. Proponuje też debatę ze Zbigniewem Ziobro i reprezentantami PiS, gdzie będzie mógł przedstawić swój punkt widzenia w temacie. Jednak według Marka Kubali nie ma na to żadnych szans w tym momencie. Redakcja z Woronicza traktuje go jako “persona non grata” i cenzuruje to, co ma publicznie do powiedzenia.
Aktualnie Marek Kubala toczy sądową batalię o wysokie odszkodowanie za krzywdy, jakie zostały mu wyrządzone z powodu niesłusznego zatrzymania i zrujnowania firmy. Wytoczył też sprawę cywilną Zbigniewowi Ziobrze, domagając się 100 tysięcy zadośćuczynienia za przewlekłość związaną z rozpatrzeniem skargi nadzwyczajnej.