W niektórych kręgach, pobłażliwość wobec zwyrodnialców gwałcących dzieci, jest wręcz legendarna. Wystarczy przypomnieć historię Andrzeja Dudy, ułaskawiającego pedofila, czy niedawne chore połajanki Tadeusza Rydzyka, na urodzinach Radia Maryja. Ojciec dyrektor usprawiedliwiał kościelne dewiacje, wmawiając wiernym: “a kto nie ma pokus?”. Szokująco przedstawia się też obraz Archidiecezji Gdańskiej, która od 13 lat torpeduje kościelny proces pedofilski wpływowego księdza, Andrzeja D.
Co nagle, to po diable
Przyglądając się działalności środowisk katolickich w kwestii krzywdzicieli dzieci, można zaobserwować pewną regułę. Raczej nie śpieszy im się zbytnio do wyjaśnienia spraw, z którymi muszą się mierzyć. Przerzucanie kapłanów z parafii na parafię, tuszowanie większości przypadków, było wręcz standardem w tej grupie społecznej. Nie można powiedzieć, że nie ma wyjątków. Są. Chociażby ksiądz Isakowicz-Zaleski, znany z bezkompromisowości. Zapewne właśnie dlatego zabrakło dla niego miejsca w rządowej komisji do spraw pedofilii. Ślimacze tempo prac tego organu, też nie powinno raczej zaskakiwać. Przez kilkanaście miesięcy od utworzenia, nie zrobiono tam dosłownie nic, poza wybraniem członków. Dopiero niedawno pojawiły się informacje o tym, iż komisja kontrolowana przez Ordo Iuris, kieruje pierwsze zgłoszenia do prokuratury. Kogo dokładniej dotyczą zawiadomienia? Nie wiadomo. Na pewno są tam księża, jednakże nie podano więcej szczegółów.
Jednak to jest nic przy historii Andrzeja D, bardzo wpływowego szczecińskiego kapłana. Całą sprawę szeroko opisywali dziennikarze “Więzi” i oko.press. W 2008 roku ksiądz został uznany winnym czynów pedofilskich przez sąd kościelny, odwołał się od wyroku i od 13 lat proces apelacyjny stoi w miejscu! Archidiecezja Gdańska, kierowana przez arcybiskupa Głodzia, bezczelnie zamiotła wszystko pod dywan. Brak kolejnego wyroku sprawia, że orzeczenie wydane w pierwszej instancji, nie jest prawomocne. Duchowni odpowiadający za rozstrzygnięcie w procesie kanonicznym, zakpili nawet z Watykanu. Mimo zapytań płynących ze Stolicy Apostolskiej, sprawa przez tyle czasu istnieje tylko na papierze. 13 lat “dochodzenia do prawdy”. To nie jest nawet farsa, brakuje określeń, którymi można to kulturalnie zdefiniować. W międzyczasie Andrzejowi D. przedawniły się zarzuty karne w sądzie świeckim, więzienie mu nie grozi. Szokuje również fakt, że kapłan cały czas piastował bardzo wysokie stanowiska, jakby nic się nie stało. Dopiero kilka dni temu odwołano go z funkcji dyrektora instytutu medycznego. Nie dziwi zatem, dlaczego Kościół tak mocno włączył się w walkę o likwidację niezależnych mediów. Rządowe dają gwarancję omerty, nawet jeśli dotrą do nich informacje, stawiające duchowieństwo w złym świetle. Kler chce być poza kontrolą społeczną, w imię fałszywie pojętej obrony własnych interesów i pozycji.
No proszę, norma w KK.
artykuł nie aktualny bo ta bestia mieniąca się katolikiem zdechła