Po pandemicznym rozbracie wizyty duszpasterskie mają już miejsce w normalnej formie – jako odwiedziny w domach. Duchowni zazwyczaj deklarują, że uiszczana w czasie wizyt ofiara jest dobrowolna. Pewnym novum okazał się sposób działania parafii znajdującej się na Podlasiu. W Narwi proboszcz zażądał po 500 złotych od rodziny i 250 złotych w przypadku osób mieszkających samotnie za coroczne przyjście do mieszkania z błogosławieństwem. Okoliczni mieszkańcy są zbulwersowani jego postawą.
Na stronie internetowej parafii Wniebowzięcia NMP i św. Stanisława Biskupa i Męczennika udostępniono poradnik z „praktycznymi wskazówkami odnoszącymi się do wizyty duszpasterskiej”. Pojawiły się tam konkretne stawki, jakie powinni uiścić wierni. Wywołało to oburzenie lokalnej społeczności, zwłaszcza iż gmina nie należy do najbogatszych. Historia stała się tak głośna, że pojawiła się o niej seria artykułów prasowych. O sprawie jako pierwsza napisała “Gazeta Wyborcza”.
Do proboszcza Krzysztofa Dobrogowskiego z zapytaniem zwrócili się jej dziennikarze. – Składki kolędowe są dobrowolne: kto chce, ten wpłaca. Nie ma przymusu. Jak ktoś z parafian jest niezadowolony z ich wysokości, powinien najpierw zgłosić się do księdza proboszcza. Jak wcześniej takie składki były ogłaszane przez moich poprzedników, to jakoś nie było sprzeciwów. Jeśli dana rodzina nie możliwości wpłacić tyle, ile ustalono, to wpłaca tyle, ile ma. To pieniądze przeznaczone na cele remontowe, a że to kościół zabytkowy, to koszty takich remontów są bardzo wysokie, same projekty tych remontów są bardzo duże” – próbuje się tłumaczyć.
W poradniku nie zabrakło również miejsca na opłatę dla organisty. Ksiądz Dobrogowski chciałby, żeby każde domostwo płaciło 75 zł na ten cel.
Nie dajcie się sprowokować PIS chroni rabusiów urzędników państwowych. Za atak na rabusia tylko więcej zarobi ta złodziejska organizacja.
Taniej będzie kupić sobie psa rasy agresywnej i będzie się miało spokój do końca życia.