Kaczyński, czyli główny bohater filmu pt. Człowiek zbuntowany obawia się, że to dzieło zachwalające jego zasługi w walce z komuną mogłoby stać się obiektem drwin, co już dzieje się w internecie.
Ja twierdzi dziennikarz Gazety Wyborczej, który rozmawiał z politykiem związanym z Kaczyńskim, prezes się wściekł. Miał pretensje, że bez jego wiedzy ktoś kontaktuje się z Borusewiczem. Jeden z najbardziej znanych działaczy ówczesnej Solidarności odpisał przyszłej reżyserce, że do końca lat osiemdziesiątych nie słyszał nic o działalności opozycyjnej Jarosława Kaczyńskiego. Ta odpowiedź Borusewicza wywołała lawinę komentarzy w internecie i wściekłość prezesa PiS. Media społecznościowe zagotowały się od memów i cytatów kpiących z pomysłu TVP.
Kaczyński obawia się, że wyśmiewanie się z jego udziału w obalaniu komunizmu może się jeszcze nasilić po wyemitowaniu takiego filmu. Sam przecież wie najlepiej jaki był jego udział to też wie, jakie mogą być skutki takiego dzieła. Kurski zdaniem Wyborczej twierdzi, że to nie był jego pomysł.
Jarosław Kaczyński w odróżnieniu od swego brata nie był tak zaangażowany politycznie w latach kiedy za takie działania można było nawet iść do wiezienia. Dlatego też nie był w kręgu zainteresowań służb, nie był aresztowany, a nie nie był internowany po ogłoszeniu stanu wojennego. Jak sam przyznał o wprowadzeniu stanu wojennego dowiedział się dopiero po południu “Nieświadomy niczego spałem długo. Obudziłem się w południe i poszedłem do kościoła w kompletnej nieświadomości. Słyszałem tylko, jak mama ma pretensje do ojca, że nie zapłacił rachunku, bo telefon jest wyłączony. W kościele panował potworny tłok, ale akurat tego dnia był u nas Obraz Najświętszej Marii Panny. Kazanie ks. Boguckiego wydawało mi się też jakieś dziwne. I powoli zacząłem się orientować, co się stało…”. – pisze Jarosław Kaczyński w swojej wydanej w 2016 roku książce “Porozumienie przeciw monowładzy. Z dziejów PC” (Zysk i S-ka).
Dopiero następnego dnia – wbrew temu, co pojawia się w niektórych mediach – Jarosław Kaczyński pojechał do strajkującej Huty Warszawa. Tam powiedziano, żeby pojechał szukać Lecha Wałęsy, który miał być w tym czasie w Warszawie. Nie było to możliwe, ponieważ wtedy Wałęsa był już internowany – zabrano go z domu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Gdy Kaczyński wrócił pod hutę, była ona już otoczona przez milicję i Jednostki Nadwiślańskie MSW. Pojechał więc do siedziby prymasa, żeby poinformować o sytuacji. W rozmowie z “Gazetą Polską” z 2012 roku wyjaśniał, że do późna w nocy słuchał Radia Wolna Europa, próbując się czegoś dowiedzieć.
Czytaj również- Wałęsa: Kaczyński był marnym działaczem…ja ich trzymałem, bo do pewnych spraw byli mi potrzebni