Medycy na granicy nie odpuszczają. Według ich relacji osoby, które uszkodziły ambulans, odjechały autem na polskich numerach wojskowych. MON zaprzeczyło jednak, jakoby sprawcami wczorajszego uszkodzenia karetki byli żołnierze. “Z tej odpowiedzi wynika, że po terenie przygranicznym, samochodem z wojskową rejestracją, poruszają się uzbrojone osoby, a wojsko – licznie obecne na tym obszarze, nic o tym nie wie” – informują w mediach społecznościowych Medycy na granicy.
Załoga medyków, która przybyła na granicę, by udzielić doraźnej pomocy najbardziej potrzebującym, poinformowała we wtorek o karygodnym postępowaniu żołnierzy Wojska Polskiego. Podczas ich nieobecności w karetce, polscy żołnierze mieli spuścić powietrze w kołach ambulansu i oddalić się z miejsca zdarzenia.
– Nasz zespół dziś rano udzielał pomocy 8-os grupie, w której była kobieta z urazem ręki. Ze względu na warunki terenowe nie mogliśmy dojechać na miejsce wezwania naszym ambulansem. Pozostawiliśmy go więc przy wjeździe do lasu i do pacjentów dojechaliśmy naszym samochodem terenowym – Wracając z lasu z akcji ratunkowej, zastaliśmy przy naszej karetce uzbrojone osoby w mundurach. Ambulans miał spuszczone powietrze z opon. Mężczyźni oddalili się od niego, gdy nas zobaczyli. Rejestracja ich samochodu zaczynała się od „UA” -to tablice, których używa Wojsko Polskie.
– Umundurowane osoby poruszające się pojazdem Wojska Polskiego nie wykazały woli wyjaśnienia nam, że nie mają z tym incydentem nic wspólnego. Nie przedstawiły się, nie odpowiedziały na naszą próbę kontaktu. Po prostu uśmiechnęli się i odjechali.
Medycy zapytali MON, “co to ma znaczyć”
– Apelujemy do Ministra Obrony Narodowej o pilne wyjaśnienie tego karygodnego incydentu. To wszystko wydarzyło się w samym środku największego kryzysu humanitarnego z jakim Polska mierzy się od lat oraz w samym środku pandemii.
MON zaprzeczyło, jakoby sprawcami wczorajszego uszkodzenia naszej karetki byli żołnierze. Z tej odpowiedzi wynika, że po terenie przygranicznym, samochodem z wojskową rejestracją, poruszają się uzbrojone osoby, a wojsko – licznie obecne na tym obszarze, nic o tym nie wie. Albo, że sabotaż naszej pracy był inicjatywą samych sprawców, a ich dowódcy nic o tym nie wiedzą i nie są w stanie przeprowadzić dochodzenia, które wyjaśniałoby tę karygodną sytuację. Oba te warianty budzą nasz najwyższy niepokój i troskę o bezpieczeństwo – zarówno naszych zespołów, jak i mieszkańców oraz obcokrajowców przebywających na terenie przygranicznym.
“W interesie wojska jest załatwienie tej sprawy”
Żołnierze pełniący służbę na obszarze przygranicznym poddani są licznym obciążeniom fizycznym i psychicznym. Uważamy, że również w interesie Wojska Polskiego jest wyjaśnienie tego typu incydentów, które kładą się cieniem na wizerunku służb mundurowych. i sprawiają, że gorzej odbierani są również ci wojskowi, którzy swoje zadania wykonują rzetelnie i z poszanowaniem prawa.
“To jest skandal”
Czwarta fala Covid-19 sprawia, że silniki karetek w tym regionie nie stygną. My mamy prywatną karetkę, wynajętą i wyposażoną dzięki hojności osób, które wzięły udział w zbiórce publicznej, którą prawdopodobnie osoby z bronią i w wojskowym samochodzie unieruchomiły na kilka godzin. To skandal, który powinien budzić sprzeciw niezależnie od tego, którą stronę sceny politycznej się reprezentuje. Straż Graniczna, odmawiając nam zgody na wjazd do strefy stanu wyjątkowego, przekonywała nas, iż to właśnie względy bezpieczeństwa nie pozwalają na naszą obecność.
“Pomagamy zgodnie z prawem”
Tymczasem wysoce niebezpieczny i, jak dotąd, niewyjaśniony przez służby mundurowe incydent, miał miejsce poza tą strefą. Podczas wykonywania przez nas pracy, w której nie pytamy o narodowość, przekonania polityczne, wyznanie – tylko leczymy nasze pacjentki i pacjentów. Dbanie o bezpieczeństwo naszych zespołów to dla nas priorytet. Medycy i medyczki biorący udział w naszej akcji dyżurują na granicy w czasie wolnym od pracy – wykorzystują dni wolne, urlopy, robią to kosztem czasu z bliskimi. Także po to, by miejscowe służby ratownicze mogły ulec częściowemu odciążeniu. Działamy zgodnie z prawem- w sytuacji, gdy pacjent musi zostać odwieziony do szpitala, informujemy o tym Straż Graniczną. Straż zna nasze samochody, od początku deklarowaliśmy chęć współpracy i dialogu.
i tylko UA udało sie odczytać