Od momentu, kiedy wybuchła wojna na Ukrainie, Andrzej Duda używa bardzo ostrego dyplomatycznie języka. Właściwie legendarne stały się jego słowa: “nie strasz, nie strasz”, wiedząc o możliwości potencjalnego ataku nuklearnego na nasz kraj. Tym razem prezydent wywołał olbrzymie emocje niedzielną wypowiedzią o armii. Zwierzchnik sił zbrojnych powiedział na Powązkach Wojskowych, iż może ona być ona użyta “do obrony naszych sąsiadów”. Czy jest to sugestia planów wykorzystania Wojska Polskiego w otwartym starciu z Rosją za wschodnią granicą?
Głowa naszego państwa jest znana z bardzo ryzykownego podejścia wobec Putina. O ile w ocenie postawy agresora nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości – działania rosyjskie najlepiej opisuje słowo zbrodnia – tak istnieje jeszcze język dyplomacji. Tutaj nawet pojedyncze słowo odgrywa duże znaczenie, a w przypadku niedzielnej wypowiedzi Andrzeja Dudy skojarzenia mogą być jednoznaczne. “Dziś polski żołnierz służy z odpowiedzialnością i gotowością obrony każdej piędzi polskiej ziemi, a także jeśli zajdzie taka potrzeba – obrony naszych sąsiadów” – stwierdził. I teraz warto się zastanowić, o jakich sąsiadów może chodzić? Co innego, gdyby prezydent powiedział “sojuszników”. W ramach paktu NATO mogłoby się to wtedy odbywać nawet na końcu świata. Jednak w tym przypadku padło po prostu “sąsiadów”, a jedyni, jacy bronią swojej ziemi, to Ukraińcy. Czy właśnie ich na myśli miała głowa państwa?
Być może wypowiedź jest tylko niefortunna i doszło tu do pewnego skrótu myślowego – chodziło o “sąsiadów z NATO”. W tym przypadku jesteśmy do tego zobowiązani. Jednak w obliczu wojny rosyjsko-ukraińskiej takie niejednoznaczne pomysły brzmią niepokojąco. Wysłanie naszych żołnierzy oznaczałoby wejście w otwarty konflikt z Putinem. Tym samym niosłoby ze sobą gigantyczne problemy gospodarcze. Cały budżet musiałby się dopasować do wyniszczającej wojny, w której potencjalnie nie widać żadnych korzyści. To nie pierwsza kontrowersyjna wypowiedź Andrzeja Dudy. W maju snuł wizje zniesienia granicy z Ukrainą. – Mam nadzieję, że Ukraina będzie przez dziesięciolecia, a daj Boże i na stulecia, państwem bratnim dla Rzeczypospolitej. Pomiędzy którym, a nami – Polską, jak mam nadzieję proroczo powiedział to Wołodymyr Zełenski, nie będzie miała granicy. Że tej granicy faktycznie nie będzie. Że będziemy żyli razem, na tej ziemi, odbudowując się i budując nasze wspólne szczęście, swoją wspólną siłę, która pozwoli się oprzeć każdemu niebezpieczeństwu – stwierdził, wywołując tym samym ocean emocjonalnych komentarzy.
Jak zwykle Anzej. Ukraincy moga pomyslec, ze Polska przystapila do do realizacji zapowiedzi Putina.
Lepszego prezentu Anzej nie mogj mu zobic
kiedy słyszę co wygaduje ten pseudo prezydent to odnoszę wrażenie że mu w kościele dachówka na łeb się zwaliła i dlatego najpierw mówi a potem myśli trzeba naprawdę mieć nierówno pod sufitem że własny naród wciągać w zawieruchę wojenną jak ten żyd je..any zełenski
PIS szykuje prowokacje i już teraz trzeba stanowczo żądać dymisji rządu. Temu kozłowi z Pacanowa nadal mało kryzysów bo żyje w luksusach i nie ma pojęcia jak rozwalił gosodarkę i doprowadził ludzi do ubóstwa. Jak go się usunie z urzędu głowy państwa wtedy zacznie myśleć inaczej w Polsce będzie rozbudowa cmentarzy a on dalej będzie cieszył japę jak debil.