Jak wiadomo, polski rząd ogłosił, że niedziela 6 grudnia ma być handlowa. Jak zwykle na takiej decyzji skorzystają bogaci właściciele wielkich galerii oraz dyskontów, a tracą właściciele małych osiedlowych sklepików. Oni nie mają tylu pracowników, co galerie handlowe, więc żeby móc otworzyć sklep potrzeba większej organizacji.
6 grudnia to mikołajki i wielu pracowników małych sklepów już planowało, żeby ten dzień spędzić z rodziną, ale PiS zepsuł ich plany. Po raz kolejny decyzja zapadła w ostatniej chwili i po raz kolejni tracą najsłabsi obywatele. W małych sklepikach brakuje pracowników i często jedna osoba musi nadrabiać braki w kadrze.
Ustawa tylko na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma wiele dobrego. Przecież teoretycznie w późniejsze niedziele będzie mniej osób oraz teoretycznie będzie większy zysk. Nie zmienia to faktu, że sklepikarze obawiają się zakażenia, a w niedzielę 6 grudnia przewidują duży ruch. Oprócz tego, jak sami twierdzą, klienci przychodzą bez maseczek i nie przestrzegają obostrzeń.
Protest sklepikarzy
Sklepikarze postanowili więc protestować wzięli więc manekiny, niektóre ubrali w fartuchy i poszli z nimi pod sejm. To manekiny miały ich zastąpić w pracy w niedziele. Kto ich posłuchał? Nikt. Jedyne co wynieśli z protestu to od 20 do 100 zł mandatu.