Pro-life, czy pro-suffer? Oni mają gdzieś fakty, liczy się ideologia.


Obrończynie życia od poczęcia nazywają się pro-life, ale prawie wszystkie kobiety, z którymi rozmawiam mówią wprost “To jest działanie pro-suffer” (z ang. suffer – cierpienie).

Kaja Godek (tak, ta sama pozująca z neo-nazistowskim ONR) słynie z nowej fryzury, nieskomplikowanych analogii, których używa w swych erystycznych wywodach i blokowania niewygodnych komentarzy w social mediach.

Niedawno zapytałem ją na jej facebookowym profilu, czy musiała kiedyś nadać imię dziecku, które zmarło 7 minut po porodzie, ale zamiast odpowiedzi zostałem zablokowany.

Do tego sprowadza się właśnie cały ruch pro-suffer.
Wybiórczy ogląd na sprawę, hipokryzja i dalekie od faktów potyczki słowne. Większość walczących o cierpienie kobiet nie potrafi zmierzyć się z faktami. Prawdą jest, że ideologia nigdy jeszcze nie wygrała z rozsądkiem. I choć patrząc na skrajnie głupią próbę przycięcia i tak ciasno skrojonego porozumienia aborcyjnego w naszym kraju to, co przeraża, to fakty.

Guttmacher Institute (GI) zajmujący się badaniami w temacie pro-choice opublikował dane w których opisuje, że kraje rozwijające się (nawet te z ostrymi regulacjami aborcyjnymi) nie mają spadającej krzywej aborcji. Dane opracowane przez GI wskazują, że od roku 1990 do 2005 faktyczna ilość aborcji na świecie spadła w obu kategoriach (Kraje Rozwinięte i Kraje Rozwijające się). Od 2005 do dnia dzisiejszego krzywa wzrasta, ale wyłącznie w krajach rozwijających się, w krajach rozwiniętych, gdzie planowanie ciąży i edukacja seksualna stały się standardem krzywa spada.


Z badania można łatwo wywnioskować, że kraje rozwinięte, w których jest liberalne prawo aborcyjne, ale również wysoki poziom edukacji seksualnej, dostęp do antykoncepcji awaryjnej, oraz innych środków zapobiegających ciąży mają znacznie niższy poziom aborcji.
W opisanych krajach również niewiele jest przypadków powikłań po aborcjach nielegalnych, bo zwyczajnie nie ma na nie popytu.

Odwrotną sytuację obserwujemy w krajach rozwijających się. Nieprzypadkowo wiele z tych krajów jest skrajnie religijnych, oraz posiada słabo wyedukowaną młodzież i restrykcyjne prawo aborcyjne.
Wydaje się, że w Polsce walka o zatrzymanie jakichkolwiek form edukacji seksualnej, połączona z pieniaczami pokroju Godek, które walczą o zaostrzenie wypracowanego w bólu porozumienia aborcyjnego mogą przynieść polskim kobietom jedynie cierpienie.

Dane pokazują, że jeśli edukacja seksualna jest na niskim poziomie, połączona z utrudnionym dostępem do antykoncepcji i restrykcyjnym prawem antyaborcyjnym wzmaga siłę podziemia aborcyjnego, tym samym przyczynia się do zagrażającym życiu kobiet procedurom, które jeśli nie zatrzymamy ruchu pro-suffer wkrótce odpowiedzialne będzie za zagrażające życiu, lub wręcz śmiertelne powikłania u kobiet, które często poddają się takiemu zabiegowi bo zwyczajnie nie mają wyjścia.
To jednak nie przekonuje Godek, ani innych członków ruchu pro-suffer, dla nich fakty nie mają znaczenia, bo nie można ich przetłumaczyć na język ideologii.

Samochód fundacji Godek obklejony reklamami obrażającymi osoby LGBT, został zatrzymany przez warszawiaków na ulicach miasta.

Exit mobile version