Dziś, mija pierwsza rocznica śmierci jednego z najbardziej podziwianych i zasłużonych sportowców ziemi pomorskiej. Ściśle związany z trójmiastem, zapisał się w jego historii nie tylko jako niezwykle utalentowany zawodnik, ale też niezastąpiony autorytet trenerski.
Czego się nie dotknął, zawsze zaskakiwał…
Jerzy Klockowski urodził się 13 stycznia w Raczkowie. Całe jego życie związane było z doskonaleniem sportowej pasji i zdobywaniem coraz to kolejnych sukcesów. W 1959 roku stanął na najwyższym podium mistrzostw Polski juniorów w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. W czasach kontynuacji swojej kariery w wieku dojrzałym, był trzecim dyskobolem w Polsce, po Edmundzie Piątkowskim i Zenonie Begierze. Klockowski związany był jednak nie tylko z lekkoatletyką. Od 1970 zaliczył 20 spotkań w barwach reprezentacji Polski Rugby Union, będąc mocnym filarem jednego z najstarszych i najbardziej utytułowanych klubów w kraju – Lechii Gdańsk. Drużyna zdobyła z nim mistrzostwo Polski w 1970 roku, a następnie w 1977 roku umocniła swoją pozycję lidera zagarniając złoto na Mistrzostwach Pucharu Polski. Jako zawodnik Wybrzeża Gdańsk zdobył w 1966 roku mistrzostwo Polski w piłce ręcznej 7- osobowej.
Nie dopuszczał do siebie możliwości, by zrezygnować z tego,co tak bardzo kochał…
Po zakończeniu kariery Jerzy Klockowski nie osiadł na laurach i nie zaniechał dotychczasowego aktywnego stylu życia. Kontynuował sportową pasję obejmując funkcję trenera Lechii Gdańsk i prowadząc drużynę rugbystów ku zwycięstwu w roku 1966. Jego zasługi zostały docenione i w tym samym czasie został mianowany najlepszym trenerem roku. Był również prezesem i dyrektorem Polonii Warszawa. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, a także odznakami „Mistrza Sportu” i „Zasłużonego Mistrza Sportu, zapisał się w historii pomorza jako wielki człowiek.
Udało nam się przeprowadzić krótki, ale emocjonalny wywiad z córką Jerzego Klockowskiego, panią Agatą Zakrzewską. To właśnie dzięki jej uprzejmości możemy dziś poznać mistrza z nieco innej, bardziej osobistej, intymnej strony.
– Pani Agato, jakie jest Pani pierwsze wspomnienie z Tatą?
–Z moim tatą mam wiele wspomnień nakładających się na siebie. Różni je wszystko, i czas i kontekst, ale jest kilka, które pamiętam najbardziej. Tata w domu bywał gościem, ciągłe wyjazdy, zawody i starty, wiele tygodni spędzanych poza domem powodowały, że w święta, kiedy zjeżdżał na długo, pamiętam najbardziej. Ogrom prezentów, które układał pod choinką i Jego radość, kiedy z siostrą rozpakowywałyśmy paczki…
– Jerzy Klockowski należał przedstawicieli tzw. romantycznego sportu, czyli uprawiał wiele dyscyplin. Która była najbliższa jego sercu?
–Pierwszym wspomnieniem, które przychodzi mi na myśl, kiedy myślę o tacie i jego karierze sportowej, to czasy, gdy był już zawodnikiem rugby. Pamiętam, gdy po jednym z zagranych meczy tata przywiózł do domu puchar za wygrany mecz i poważną kontuzję, którą odniósł podczas grania. Tata miał wielu przyjaciół. Jednym z nich był Władek Komar – przyjaciel ze stadionu LA. Tata był lekkoatletą i myślę, że to właśnie ten sport, czyli rzut dyskiem ukształtował jego charakter i był najbliższy jego sercu.
– Czy często towarzyszyła Pani Tacie podczas wydarzeń sportowych, gdy występował jeszcze jako zawodnik, później jako trener ?
–Czasów, kiedy był zawodnikiem nie pamiętam zbyt dobrze, więcej znam z opowieści i ze zdjęć. Dużo lepiej pamiętam czasy, kiedy tata był dyrektorem Lechii. Często bywałam na meczach i zawodach organizowanych na Traugutta.
-Czy Tacie udało się zaszczepić w Pani sercu miłość do sportu? Czy jego kariera sportowa w jakimś stopniu wpłynęła na Pani dorosłe życie?
–Wyczynowy sport, który towarzyszył nam w domu przez całe życie, sprawił, że moje zainteresowanie sportem stało się moją pasją i sensem życia. Wraz z wiekiem zmieniały się moje zainteresowania sportowe, trenowałam pływanie, koszykówkę i tenis ziemny. Przez ostatnie lata zainteresował mnie spinning i wszystko co wiążę się z rowerami. Obecnie od prawie 5 lat pochłonęły mnie sporty siłowe, które uzupełniam tańcem i ćwiczeniami bokserskimi. Tak jak tata, uwielbiam ruch i gen, który dostałam od Niego dostały też moje dzieci. Przez wiele lat, życie taty wypełniały ich starty i zmagania sportowe ( w judo, w bobslejach, w armwrestlingu). Nikt nie potrafił tak jak On docenić wysiłku wkładanego przez wnuki w treningi, cieszyć się z ich zwycięstw i rozumieć, gdy nadarzały się porażki.
– Czy mogę zapytać o ostatnie wspomnienie z Ojcem, jakie zapadło Pani w pamięci? Jakie było motto życiowe Jerzego Klockowskiego?
–Ostatnie wspomnienie związane z tatą to walka bokserska Wilder‘a i Tysona Fury, której nie mógł już oglądać, a którą mój mąż opowiadał Mu, kiedy był w szpitalu. Tego dnia odszedł od Nas. Żył sportem i odszedł jak sportowiec!
-Zawodnicy, których trenował Pani Tata wspominają go jako ostoję spokoju, dżentelmena, człowieka, który zawsze z szacunkiem traktował swoich podopiecznych. Czy uważa Pani, że ten jego stoicki spokój stał za sukcesami jakie odniósł?Czy taki był też w życiu prywatnym?
–Tata był perfekcjonistą i wiedział, że sukces rodzi się z ciężkiej pracy. To dawało mu poczucie spokoju. Wybuchał rzadko, ale był szalenie wymagający – wymagając od innych tyle, ile wymagał od siebie.
– Czego nauczyła się Pani od Taty?
–Tata kochał życie, korzystał z niego i nauczył mnie doceniać wszystko, co ono przynosi...
Jerzy Klockowski zmarł 27 lutego w Otwocku. Dziś mija pierwsza rocznica śmierci wybitnego sportowca i trenera. I choć jego ziemska wędrówka dobiegła już końca, cenne rady, którymi obdarzył młodych sportowych adeptów, wykonały wielką pracę w ich życiu. Ziarno pasji jakie zasiał w ich sercu pozwoliło ukształtować przyszłą karierę wielu z nich.
Jesteśmy przekonani, że dziś odebrał najwyższe zaszczyty i awansował na stanowisko trenera w kadrze nieba…