“Jest w 100% decyzją odpowiedzialną i naprawdę bardzo mocno wyważoną” – tak minister edukacji komentował wczoraj dla TVP Info otwarcie szkół, zapowiadane w połowie stycznia. Do stacjonarnej nauki wrócą uczniowie klas 1-3, łącznie około miliona dzieci. Według Czarnka cały projekt “był konsultowany z epidemiologami”. Jak oczywiście można się domyśleć, przeprowadzający z nim wywiad Miłosz Kłeczek, nie próbował dociekać, jacy specjaliści aprobowali ten plan. Milionowa populacja, w której ciężko o jakikolwiek rygor sanitarny, zamknięta na małej przestrzeni w szczycie sezonu grypowego musi przynieść tylko jeden skutek. W całej historii najbardziej szokuje fakt, że chcą to zrobić przed zaszczepieniem nauczycieli!
“To jest działanie doktora Mengele”.
Być może jestem ograniczony, niemniej jednak nie potrafię znaleźć logicznego klucza i wytłumaczenia dla wizji walki z pandemią w wykonaniu Adama “Grabarza” Niedzielskiego. Zaczynając od jednej z pierwszych decyzji, jaką podjął przejmując ministerstwo zdrowia, czyli drastycznego ograniczenia dostępu do testów dla Polaków. Zgodnie z jego rozporządzeniem lekarze mogli dać skierowanie na badanie, wyłącznie osobom z 4 objawami jednocześnie. Zrobił to we wrześniu 2020 roku, tuż po otwarciu szkół. To był moment kiedy wykonywaliśmy oszałamiającą liczbę 12, czy 14 tysięcy testów dziennie. Finalnie całkowicie straciliśmy kontrolę nad sytuacją. “Ma Pan tylko gorączkę i kaszel, więc przykro mi, to zbyt mało, żeby zrobić wymaz, proszę wracać do domu” – to standardowy tekst lekarzy z tego okresu. Jesienno-zimowa erupcja zgonów ma swoje korzenie właśnie w kreatywnej księgowości. “Zbij termometr, a nie będziesz miał gorączki” – prawdopodobnie taki plan zrodził się w głowie, któregoś z rządowych decydentów. Jak inaczej wytłumaczyć pomysł ograniczenia dostępu do testów jedynie dla kilku procent społeczeństwa? Ta sytuacja trwała kilka tygodni. Kluczowych z perspektywy czasu.
Na to wszystko złożyło się też niedofinansowanie i paraliż służby zdrowia. Piorunujący koktajl, który doprowadził do katastrofy, jakiej nikt nie widział nad Wisłą od zakończenia wojny. Poseł Konfederacji Janusz Korwin-Mikke kilka dni temu podsumował to w swoim stylu, nazywając przedstawicieli rządu “mordercami, bydłem”. Porównał też ich modus operandi do zbrodniczych eksperymentów “Anioła Śmierci” w Oświęcimiu.
“Sprawdźmy, co się stanie”.
Minister Czarnek zorganizował wczoraj konferencję dla dziennikarzy. Podczas niej rzucił błyskotliwe zdanie, że “otwarcie szkół pozwoli sprawdzić wpływ odblokowania nauki na liczbę zachorowań”. Naprawdę nie trzeba być Nostradamusem, żeby wiedzieć, jakie będą skutki. Według najnowszych badań, dzieci przechodzą koronawirusa łagodnie, ale są świetnymi transmiterami na innych, zwłaszcza grupy ryzyka. Sytuację niewiele zmieni testowanie nauczycieli. To kwestia kilku tygodni, kiedy wybuchną nowe ogniska. We wrześniu pierwsze “efekty szkolne” zaczęły być widoczne po mniej więcej czterech tygodniach. Rozumiem, że dzieci potrzebują kontaktu z rówieśnikami, a nauka zdalna jest w tej grupie wyjątkowo trudna. Czy pójście na rympał i otwarcie szkół w pełnej formie akurat teraz, to odpowiedzialny pomysł? Nikt nawet nie czeka na zaszczepienie najbardziej narażonych, którzy niejednokrotnie będą mieli kontakt z bezobjawowymi wnuczkami.
Absurd całej sytuacji podkreśla fakt, że według rządu szkoły z najmłodszymi niosą mniejsze ryzyko, niż otwarcie gospodarki. Tysiące biznesów stoją na skraju bankructwa, a dzięki reaktywacji nauki znowu nie będzie ich można szybko otworzyć. Cudów nie ma, sytuacja pandemiczna zaraz się pogorszy. W lutym usłyszymy komunikat “ze względu na wzrost zachorowań, nie możemy wam zezwolić na wznowienie działalności”. To jest klasyczne błędne koło, które doprowadzi tylko do wzrostu frustracji i napięć społecznych. Warto obserwować zmiany właścicielskie dochodowych biznesów, które splajtowały przez lockdown. W mojej ocenie pomysł PiS jest na podobnym poziomie rozsądku, jak decyzja o wybuchu Powstania Warszawskiego. Wtedy potrzeba było 150 tys. ofiar, żeby potwierdzić tezę, iż kamienie sprawdzają się gorzej w walce, niż niemiecka broń palna. Chciałbym się mylić, ale szkoły będą kolejnym gwoździem do trumny, zafundowanej przez Nowogrodzką.