Populistyczni politycy lubią stosować ten patent. Trump nie jest pierwszy, kilka lat temu podobną zagrywkę wykorzystywał Jarosław Kaczyński. Oskarżenie o sfałszowanie wyborów, bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów to teoria spiskowa, która ma pobudzić wyobraźnię najsłabiej wykształconych wyborców, będących fundamentem ich elektoratu.
W 2014 roku prezes PiS grzmiał: “państwo, gdzie fałszuje się wybory, nie jest już państwem demokratycznym“. Podgrzewanie nastrojów, atmosfera skandalu i paranoi, szukanie niewidzialnych wrogów. Oskarżenie nie do końca wiadomo kogo, spisek, wszystko to mobilizuje własny elektorat. W przypadku PiS, które ma poparcie ponad 70% wśród ludzi z podstawowym wykształceniem, to zadziałało już rok później. Szkoda, że nie przedstawiono nawet żadnych poszlak na potwierdzenie tej tezy.
Dziś w nocy w podobnym tonie wypowiadał się Trump. Było to najostrzejsze przemówienie w jego kadencji. “Jeżeli zliczyć legalnie oddane głosy, to wygrywam łatwo. Jeżeli policzyć nielegalne, to mogą próbować ukraść nam wybory”. Większość przedstawicieli mediów odniosła się krytycznie do jego tez. Telewizja MSNBC przerwała jego przemówienie. Trump wykorzystał też ulubiony patent Andrzeja Dudy, czyli brak zezwolenia na zadawanie pytań przez media. Polski prezydent udziela ich wyłącznie rządowym “dziennikarzom”, inni nie są dopuszczani do głosu.
Odnośnie fałszowania wyborów, warto przyjrzeć się sytuacji sprzed kilku miesięcy w naszym kraju. W 37 katolickich DPS-ach oddano łącznie ponad 1000 głosów na Andrzeja Dudę. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nawet jednego nie dostał Rafał Trzaskowski! 100% niesamodzielnych, często nieświadomych wyborców, poparło kandydata dobrej zmiany. Rzecz absolutnie nierealna z perspektywy statystyki. Nawet gdy Bierut fałszował referendum w 1946 roku, to najwyższy wynik wyniósł “zaledwie” 91%.
Zobacz także Kwaśniewski: “Boję się, jak zareaguje PiS, gdy Trump przegra”