7 listopada zostanie otwarta Białoruska Elektrownia Atomowa (skr. BEA), która nie spełnia konwencji międzynarodowej o ochronie środowiska. Łukaszenka zapowiedział jednak budowę kolejnej elektrowni.
Białoruska Elektrownia Atomowa jest projektem naruszającym “Konwencję o ocenach oddziaływania na środowisko w kontekście transgranicznym” (Konwencja o Espoo), co zatem skutkuje negatywne stanowisko państw sąsiadujących. Litwa mnóstwo razy się zwracała z zarzutem do białoruskiej władzy, ze względu na brak możliwości uczestnictwa w obserwacji budowy. Również występowała za wprowadzenie sankcji wobec firmy “Rosatam”, która finansuje budowę elektrowni.
W trakcie budowy elektrowni nieraz wykrywano uszkodzenia oraz wypadki śmiertelne. Jednak władze białoruskie nadal nie zwracają uwagi na koszty realizacji takiego projektu. Łukaszenka uspakaja społeczeństwo mową o “wyjściu z zależności od Rosji”. Natomiast taka zależność zniknie dopiero po zbudowaniu drugiej Elektrowni.
Łukaszenka twierdzi, że budowa elektrowni, przede wszystkim, jest skierowana na rynek wewnętrzny, żeby zaspokajać rosnące potrzeby w elektryczności. Poza tym jest pewny, że Litwa, Estonia i Łotwa – państwa, które najbardziej się sprzeciwiają budowie – będą stały w kolejce po zakup elektryczności z białoruskiej elektrowni.
Co ma znaczyć otwarcie BEJ dla Polski?
Generalnie to samo, co i dla państw bałtyckich, które się obawiają “scenariusza Czarnobyla“. Polska jednak uważa, że standardy bezpieczeństwa na elektrowni nie są wystarczające oraz podjęła jednoznaczną decyzję odmowy w zakupie prądu z białoruskiej elektrowni w Ostrowcu.