Statystyki są jednoznaczne – z roku na rok coraz więcej polskiej młodzieży sięga po alkohol. Jak to jednak jest, że młodzi Polacy zdobywają alkohol? Okazuje się, że najczęściej kupują go sobie sami, a pomagają im w tym ekspedienci. Realia takich transakcji mogą zaskakiwać.
Zgodnie z treścią artykułu 208 kodeksu karnego – kto rozpija małoletniego, dostarczając mu napoju alkoholowego, ułatwiając jego spożycie lub nakłaniając go do spożycia takiego napoju, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Taki przepis, uregulowany prawnie w najważniejszym dokumencie orzekającym o popełnianiu przestępstw w Polsce, nie zdaje się wzbudzać trwogi ani w młodych ludziach sięgających po alkohol, ani w sprzedawcach różnej maści sklepów.
Szlachecki zwyczaj upijania dzieci
We Francji istnieje powiedzenie “pijany jak Polak”, co oznacza, że ktoś pomimo wypicia dużej ilości alkoholu wciąż jest stosunkowo trzeźwy. Duńczycy w latach 70 XX wieku umieścili na etykiecie swojej wódki napis “Dawka śmiertelna – 4,5 promila alkoholu we krwi! Nie dotyczy Polaków i Rosjan”. Nic dziwnego, skoro w Polsce średnia roczna ilość wypitego alkoholu wynosi aż 11,5 litra czystego spirytusu na osobę. Do takich statystyk nie są wliczane osoby, które nie ukończyły 18 roku życia, więc, jak łatwo się domyślić, liczba ta wzrośnie uwzględniając nieletnich.
Niewątpliwie “łeb do picia” mamy w genach. Szlachta piła wódkę prawie codziennie urządzając przy tym różne konkursy i zabawy, bale i kwesty. Przykładem takich zawodów było picie wazy pełnej wina w ciągu jednej piosenki granej przez grajków. Jeżeli szlachcicowi nie udało się tego dokonać dolewano mu wina do pełna. Zabawa kończyła się dopiero gdy wypił dzban wina, lub gdy nie był już w stanie pić dalej. Na takich zabawach pijane kończyły nawet dzieci mające 7 lat. Dawano im wówczas piwo, aby trenowały swoją alkoholową tolerancję organizmu. Trudno stwierdzić, czy leży to w tradycji, naturze, czy może kulturze Polaków, ale w naszych cywilizowanych czasach również rozpijana jest młodzież, z tym, że zazwyczaj nieco starsza i w innych okolicznościach. Małoletni obywatele Polski nie mają zazwyczaj problemu ze załatwieniem sobie napoi procentowych. Jak więc piętnastolatkowie pozyskują alkohol?
Alkohol przed 18 rokiem życia? Wystarczy go… kupić
Picie napoi wysokoprocentowych przez tak młode osoby większość z nas nazwałaby przynajmniej dewiacją, jeśli nie patologią. Jeżeli, Drogi Czytelniku, jesteś rodzicem, a Twoja pociecha wkracza właśnie w wiek nastoletni, może to niepokoić jeszcze bardziej. Zwłaszcza, gdy uświadomisz sobie jak proste dla takiego nastolatka jest pozyskanie napoi wyskokowych. Źródeł jest wiele. Najprostszym sposobem na zdobycie napoju alkoholowego jest… pójście do sklepu. W celu zdobycia informacji o przebiegu takiej transakcji zapytałam znajomą – siedemnastoletnią dziś Olgę.
– Pierwszy raz upiłam się, gdy miałam 13 lat. To był zdecydowanie zbyt wczesny wiek na taką przygodę – zaczyna Olga. – Jednak wtedy napoje załatwiali inni, nie ja. Mój faktyczny pierwszy raz, gdy sama kupiłam alkohol miał miejsce rok później. Poszłam na stację paliw umalowana, weszłam pewnym krokiem i… kupiłam pół litra wódki. Nic szczególnie trudnego.
Pytam więc gdzie szukać punktów, w których jest większa szansa na sprzedaż alkoholu, od czego to zależy, czy jest jakaś zasada. Olga odpowiada:
– Im mniejszy sklep, tym większe szanse. W większych sieciówkach typu Biedronka czy Lidl nie ma raczej możliwości, że nikt nie zapyta o dowód. Ale w Żabkach na stacjach, czy w miejscowych sklepikach zazwyczaj nie ma problemu.
Dopytuję zatem, co w wypadku, gdy kasjer zapyta o dowód tożsamości. Czy istnieje jakiś sposób, aby to obejść i jak radzi sobie młodzież?
– Miałam takie sytuacje. Wtedy najzwyczajniej w świecie mówiłam, że zostawiłam dowód w aucie. Dlatego najlepiej wejść tylko z pieniędzmi w ręce. Jest jeszcze jeden sposób, dla osób sprawnie mówiących w innym języku – dodaje po chwili Olga. – Określa się to mianem “kupowania wódki na anglika”, gdyż najczęściej po angielsku się taką operację przeprowadza. Zdanie “one litre of vodka please” działa jak zaklęcie. Sprzedawca niemal nigdy nie pyta o dowód obcokrajowców.
Z czego to wynika? Trudno odpowiedzieć. Być może bariera językowa skutecznie odstrasza sprzedawców lub ich zdolności językowe nie są wystarczające, aby zapytać o “ID card”. Jest to jednak niewątpliwie problem. Wydawać by się mogło, że pytanie o dowód w języku angielskim, to jedno z podstawowych jakie powinien umieć zadać kasjer.
Moralność kończy się tam, gdzie zaczyna się biznes
Wypowiedzi Olgi mogą szokować, ale takie są realia. Potwierdza to nie tylko młodzież, ale również ekspedienci. Pytam Pani Ani, zaprzyjaźnionej sprzedawczyni prowadzącej własny sklep, jak to wygląda ze strony subiekta. Pani Ania odpowiada:
– Zazwyczaj wiemy, że ktoś nie ma osiemnastu lat, nie jesteśmy głupi. Kwestie prawne i moralne nie zawsze grają rolę. Zarobek to zarobek.
Dziwię się takim słowom i pytam, czy nie boi się ona konsekwencji prawnych.
– Nie sprzedaję alkoholu dzieciom, tylko młodzieży, która posiada już swój własny rozum. Zawsze jest ryzyko, jednak przez całą moją “karierę” nie przydarzyły się większe problemy, a zaznaczyć trzeba, że w branży jestem już 17 lat.
– Co może wpłynąć na to, że Pani nie poprosi o dowód? – pytam krótko.
– Mowa ciała, zachowanie. Komuś nerwowemu nigdy nie sprzedam bez dowodu. Takie osoby zazwyczaj pierwszy raz mają do czynienia z alkoholem i jest to wówczas spore ryzyko. Na pewno kobietom pomaga makijaż, a mężczyznom zarost. No i oczywiście brak innych osób w sklepie. Przy “świadkach” zawsze proszę o dowód osobisty.
Po chwili dodaje jeszcze:
– Mam jednak “stałych klientów”, którzy mówią, co podać i gdy wyjdą inni klienci sklepu, szybko kupują towar. Dla wielu osób może być to szok, sama nie uważam, że to powód od przechwałek, ale powinniśmy uświadamiać społeczeństwo, jak to wygląda realnie. Nie jestem jedynym przedsiębiorcą, który działa w ten sposób.
– Uważa Pani, że wiek, od którego można kupować alkohol powinien być obniżony?
– Oczywiście – odpowiada niemal natychmiastowo Pani Ania. – Weźmy na przykład takie… hm… Niemcy. Tam piwo oraz wino można nabywać od ukończenia 16 lat. I co? Funkcjonuje to świetnie. Nie ma więcej przypadków alkoholizmu niż u nas. A tu i tak młodzi ludzie piją alkohol – kwituje.
Kraina mlekiem i miodem płynąca
Podsumowując, młodym ludziom, rzec by się chciało jeszcze dzieciom, nie przysparza problemu zakup alkoholu. Zwłaszcza, gdy do czynienia mają ze sprzedawcami, którzy sami chcą im ten alkohol sprzedać. Pamiętać jednak należy o skutkach picia alkoholu w tak młodym wieku. Słyszymy o nich zewsząd. Oczywiście nie można być nieobiektywnym i zauważać same negatywy. Przykładowo wino świetnie oddziałuje na działanie tarczycy czy trzustki. Problem leży w tym, w jakich ilościach spożywany jest alkohol przez nastolatków. I to w wieku 14 lub 15 lat. Wydaje się, że wiek ten powinien być okresem przejściowym z dzieciństwa do wieku młodzieńczego. Te jednak “dzieci” przyspieszają swój proces dorastania.
Kupno alkoholu w Polsce nie jest wyzwaniem. Sposobów na nabycie napoi alkoholowych jest wiele. Może należałoby pomyśleć w czym tkwi problem. W tym, że młodzież pije alkohol, czy w tym, że prawo pić ów alkohol zabrania przed osiemnastką? W wielu krajach europejskich picie niskoprocentowych alkoholi jest dopuszczalne już od 16 roku życia. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jest to lepsze, czy może gorsze od polskiego systemu prawnego obejmującego tę kwestię. Każdy powinien sam się zastanowić i wysnuć własne wnioski. Jedno z czym wszyscy niewątpliwie możemy się zgodzić jest fakt, że obecnie coraz częściej i szybciej dziecięcą krainę miodem i mlekiem płynącą szybko zastępuje inna – płynąca śledziem i wódką.
Czytaj dalej i komentuj
- Czy Hołownia wart był KOalicjantów…
- Zmarnowany talent…
- Kamera i taniec: nowe spojrzenie na ruch i jego emocjonalny przekaz w materiałach filmowych
- Linie do produkcji pelletu – co warto wiedzieć przy projektowaniu i budowie?
- Ubezpieczenie grupowe i ubezpieczenie szkolne NNW – na co zwrócić uwagę