Ryszard Andrzejewski vel Peja jest polskim rekordzistą w liczbie zgromadzonych platynowych i złotych albumów. Łącznie ma ich ponad 20 i nieustannie poprawia ten wynik. Poznański raper wielokrotnie odnosił się bardzo krytycznie do poczynań rządu na przestrzeni kilkunastu ostatnich miesięcy. M.in. wyraził swoje zdanie w kwestii brutalności policji podczas Strajku Kobiet, uderzył też bezpośrednio w Mateusza Morawieckiego w utworze “Red Zone”. Peja został ponownie wyprowadzony z równowagi przez decydentów z Nowogrodzkiej. Artysta po raz kolejny użył języka odległego od dyplomatycznego.
Peja sprzedał w Polsce ponad pół miliona albumów. Muzyk jest na scenie od lat 90-tych i ciągle utrzymuje się w gronie znaczących wykonawców. Poznański artysta, w przeciwieństwie do większości kolegów z branży, nie trzyma się z dala od tematów politycznych. Robi to nie kalkulując, choć niewiele można zyskać, a na pewno więcej stracić. W wielu innych krajach zaangażowanie polityczne wśród muzyków jest normalnym zjawiskiem i nikt się nie ogląda na słuchaczy. W Polsce większość woli nie zabierać głosu. Peja ma odmienne zdanie w tej kwestii i nie bierze jeńców. W 2020 roku zaatakował prezydenta, wytykając mu oderwanie od rzeczywistości za akcję zbierania pieniędzy na szpitale, chwilę później, gdy przeznaczył lekką ręką 2 miliardy na TVP.
Poznański muzyk został znowu wywołany do tablicy, żeby skomentować aktualne wydarzenia. Asumpt dał występ Mateusza Morawieckiego w Sejmie. Premier m.in. uderzył w opozycję, zarzucając, że chce głosować przeciwko Krajowemu Planowi Odbudowy. W rewanżu usłyszał od Władysława Kosiniaka-Kamysza, że jest “patologicznym kłamcą”. Do wiarygodności Morawieckiego odniósł się też na Instagramie Peja. – Przerażające jest to, że ty naprawdę wierzysz w to co wypada z Twoich ust – napisał na swoim profilu, oznaczając szefa rządu. Pojawił się tam też fragment przemówienia premiera, podczas którego słychać szyderczy śmiech Peji, będący reakcją na występ w Sejmie.