– Tylko doktorat mam już chyba całkowicie legalny ze względu na jego dawną konstrukcję prawną – napisał Jarosław Kaczyński w swojej książce “Polska naszych marzeń”. Prezes PiS przyznał, że w szkole nie zawsze mu “szło”. – Moje czasy szkolne kryją pewną tajemnicę. Otóż zdarzyło mi się nie zdać z 10. do 11. klasy i mimo to wylądowałem w ostatniej klasie, a następnie po odkręceniu tego znalazłem się w liceum na Woli – pisał w swojej książce. Przyznał także, że sprawa jego promocji do następnej klasy wygląda na szemraną. – Zdaje się więc, że prawdopodobnie nielegalnie skończyłem 11. klasę i zdałem maturę, a potem poszedłem na studia” – pisze Jarosław Kaczyński.
Kilka lat temu na jednym z portali społecznościowych pojawił się wpis pana, który przedstawił się jako pracownik szkoły do której uczęszczali Kaczyńscy. Mężczyzna wyjawił, że, “coś z nimi było nie tak”.
– Pracowałem przez wiele lat w ‘Lelewelu’, liceum ogólnokształcącym na Żoliborzu. Uczęszczali tam m.in. bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy Ale nie skończyli tej szkoły. Odeszli po przedostatniej X klasie w okolicznościach kuriozalnych. (…) Lech zdał z X do XI (maturalnej) klasy, natomiast Jarosław oblał. Jeśli dobrze pamiętam miał oceny niedostateczne z języka polskiego i angielskiego. Decyzją rady pedagogicznej miał powtarzać klasę. Kuberski zbaraniał i odszedł z niczym. „Załatwił” Jarosławowi przeniesienie do innego liceum i… promocję. Z niemałym zdumieniem dowiedzieliśmy się po wakacjach, że – mimo ocen niedostatecznych – kontynuuje on naukę w klasie maturalnej.
W książce “Polska naszych marzeń” prezes przyznał, że przeżywał “pewne szkolne zawirowania”
– Moje czasy szkolne kryją pewną tajemnicę. Otóż zdarzyło mi się nie zdać z 10. do 11. klasy i mimo to wylądowałem w ostatniej klasie, a następnie po odkręceniu tego znalazłem się w liceum na Woli. Po czym dodał, że szczerze: – Zdaje się więc, że prawdopodobnie nielegalnie skończyłem 11. klasę i zdałem maturę, a potem poszedłem na studia – zdradził prezes Prawa i Sprawiedliwości.
– Niewiele brakowało, a nie zdałbym z dziesiątej do jedenastej klasy. Postawiono mi dwóje z polskiego, angielskiego i to by jeszcze nie było nieszczęście, bo mogłem mieć dwie poprawki. Ale dostawiono mi dwóję z przysposobienia wojskowego. Do dziś nie wiem dlaczego, bo ten nauczyciel mówił, że może mnie jeszcze zapytać. Wyraźnie chciano, żebym nie zdał. Rodzice się odwołali do kuratora – był nim późniejszy minister Jerzy Kuberski – opisywał w książce Kaczyński.
Fakt “załatwienia” promocji do następnej klasy przez PRL-owskiego kuratora oświaty budzi poważne wątpliwości i do dziś owiany jest tajemnicą.