Wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński tak bardzo spieszył się do świątyni, że jego kierowca nie zwracał uwagi na sygnalizację świetlną i obowiązujące przepisy ruchu drogowego. Prezes PiS jechał do swojego ulubionego kościoła redemptorystów. Na gorącym uczynku nakrył go portal “Fakt”.
Skopiuj i wklej ten kod w swojej witrynie.
Reporterzy jechali za limuzyną Kaczyńskiego, by sprawdzić, czy prawo jest równe dla wszystkich. Niestety jak się okazało kierowca Skody notorycznie łamał przepisy ruchu drogowego. Na ul. Mickiewicza o godz. 11:44 pojazd nie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, kiedy zapaliło się czerwone światło. Kierowca przejechał na czerwonym, nie przejmując się przepisami ruchu drogowego.
Kilka minut później, o godz. 11:47, szofer Kaczyńskiego popełnił kolejne wykroczenie. Chociaż na ulicy Mickiewicza obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km na godz., szofer prezesa PiS jechał z prędkością 75 km na godz.
Według nowego taryfikatora mandatów, który obowiązuje od 1 stycznia tego roku, kierowca wicepremiera słono by zapłacił za takie łamanie przepisów. Za przekroczenie prędkości od 21 do 25 km/godz. grozi mandat wysokości 300 zł, a za przejechanie na czerwonym świetle – 500 zł. Ale to nie koniec. Jeśli policjant zakwalifikuje wykroczenie jako stworzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego, mandat wynosi 1000 zł i 6 punktów karnych.
To nie pierwszy raz kierowca Jarosława Kaczyńskiego złamał przepisy ruchu drogowego. W 2017 r. “Fakt” przyłapał prezesa PiS, jak pędził swoją limuzyną przez Warszawę z prędkością ponad 100 km na godz., przejeżdżał na czerwonym świetle oraz jeździł po buspasie. Jechał wtedy na rehabilitację kolana do szpitala.
Kaczyńskiego ochrania i obsługuje firma Grom Group założona przez byłych komandosów wojskowej jednostki do zadań specjalnych. Za ich usługi płacą od lat podatnicy, bo ochronę finansuje partia, która dostaje z budżetu państwa ogromne subwencje. Miesięczna stawka to 150 tys. zł.