...Nie jestem neurologiem, psychologiem ani innego rodzaju specjalistka od rozwoju mózgu. Mam jednak jako takie pojęcie o tym, dlaczego człowiek może porozumiewać się z drugim człowiekiem przy pomocy mowy. Mózg dorosłego człowieka myśli słowami, odwzorowując ich znaczenie w obrazach. Porozumiewanie się to ciągła zmiana słów, które słyszymy na obraz i odwrotnie, obrazu na słowa, kiedy chcemy coś powiedzieć…
Jak wymusić milczenie na średnio wygadanej „babie”?
…Kto mnie zna ten wie, że dość sprawnie posługuje się słowami. Nie mam żadnego problemu w używaniu słów zarówno w mowie i w piśmie. Niektórzy powiedzieliby nawet, że jestem gadatliwa, albo jeszcze ostrzej, że mi się buzia nie zamyka. To podobno świadczy o inteligencji, kiedy na każde usłyszane zdanie, mózg potrafi od razu sklecić trafną ripostę i przeprowadzić szybka analizę usłyszanej wiadomości.
Niestety, od sześciu lat zauważam u siebie niepokojące zjawisko zdrowotne. Zdarzają się bowiem takie momenty, że teoretycznie prawidłowy tekst wypowiedziany w języku ojczystym kompletnie nie odzwierciedla się w moim mózgu. Mam wtedy tak zwana „przycinkę”, szczęka idzie w dół, oczy szeroko się otwierają i zapominam mrugać powiekami, a każda próba skonsultowania mojej wiedzy z usłyszanym komunikatem wywołuje poczucie zbiorowego samobójstwa moich szarych komórek. Następuje intelektualna konsternacja i obawy, że pojawiły się kłopoty ze słuchem, bo przecież jest niemożliwe by ten, kto zdanie wypowiedział, zrobił to naprawdę.
Nie potrafię nazwać tej dolegliwości, ale mam nieodparte wrażenie, że jest to sytuacja jakiegoś przegrzania mózgowych zwojów związana z nieudolną próba mózgu zrozumienia słów wypowiadanych przez polityka partii rządzącej. I tak zupełnie zwyczajna gadatliwa baba nie potrafi wydusić z siebie ani słowa.
Bajka o dobrych prawicowych Polakach i o złych wilkach dookoła.
Takich wypowiedzi polityków miłościwie nam panującej nie do końca zjednoczonej prawicy jest mnóstwo. Przoduje w nich sam Andrzej Duda, którego wypowiedzi bardzo często są kompletnie pozbawione sensu. Ale ostatnio naprawdę błyszczy także Mateusz Morawiecki. I nie chodzi mi wcale o to, że on po prostu nałogowo kłamie, ale o pewien specyficzny i pokrętny u premiera rodzaj logiki.
Bardzo często, kiedy się słucha Morawieckiego ma się nieodparte wrażenie, że żyjemy w jakimś naprawdę strasznych świecie. Wojna i Rosjanie-wiadomo, jaka jest sytuacja, ale oprócz tego ciągle ta okropna Unia, ci Niemcy, którzy nie chcą natychmiast odrzucić ruskiego gazu rujnując przy okazji własną gospodarkę, ci Francuzi, którzy znowu wybrali liberalnego prezydenta, ci sędziowie gwałciciele i złodzieje jeżdżący po pijaku samochodami, i ta zdradziecka opozycja. A w środku tego piekła on sprawiedliwy otoczony młodzieżą i opowiadający o tym, jak ratuje świat wraz z Jarosławem Kaczyńskim. Tylko ta garstka patriotów jest dobra i tylko ona ma rację. Tę historię znamy już na pamięć. Słyszymy ją przecież od sześciu lat. Zmienia się tylko twarz wilka, bo raz to jest Merkel, raz muzułmańscy uchodźcy, raz Komisja Europejska lub jakiś inny, dowolnie wybrany wróg. Tylko pomocnik wilka, Donald Tusk, jest ciągle taki sam.
I tu nadchodzi kulminacyjny moment bajki i zupełnie nieoczekiwana puenta. Okazuje się bowiem, że załamujący się rynek ruskich paliw generuje popyt na ten towar u innych dostawców, co pozwala na przykład Norwegii na znacznie większe od przeciętnych zyski. I do tego momentu można to zdanie uznać za fakt logicznie wynikający z obecnej sytuacji. Ale zaraz, zaraz, pan Morawiecki nie zakończył jeszcze swojego wywodu. Okazuje się, że w mniemaniu premiera, ta zwiększona sprzedaż norweskiej ropy ( przypuszczam, że gdyby jej nie było, musielibyśmy szybko powrócić do transportu konnego), jest zjawiskiem niemoralnym z założenia i nazwana jest przez Morawieckiego „żerowaniem na wojnie i nieszczęściu Ukrainy”. Mało tego, skandalem jest, że ten liczący niespełna 5 milionów mieszkańców kraj, nie dość, że jest tak obrzydliwie bogaty, to jeszcze nie biegnie natychmiast do Polski i się tą ogromną kasą nie dzieli.
I tu właśnie spadła mi kurtyna w mózgu. Nastąpiło zaciemnienie i wszelkie próby zrozumienia w czym Morawiecki ma problem spełzły na niczym.
Co pan premier miał na myśli..?
Uważam, że w przypadku Mateusza Morawieckiego wypominanie komuś nadmiernego majątku jest po prostu nie na miejscu. Bo mam podejrzenia graniczące z pewnością, że gdyby rozliczyć czysty zysk z tej zwiększonej sprzedaży ropy na ilość mieszkańców Norwegii, to w porównaniu z ukrywanym majątkiem Mateusza Morawieckiego, którego rodzina liczy sobie czterech członków, przypadłoby na jedną norweska głowę mniej, niż na „głowę morawiecką”, a ten nieszczęsny norweski młody człowiek, od którego oczekuje się narzuconej filantropii, mógłby się przy dzieciach premiera okazać biedakiem.
Całkowicie nie rozumiem tego, tak charakterystycznego dla PiSu sposobu myślenia. Dla nich człowiek/państwo, uczciwie zarabiający pieniądze, dzięki własnym! zasobom naturalnym, skomplikowanej technologii i ciężkiej pracy to jednostka moralnie podejrzana. Analizując wypowiedź premiera nie wiem, czy to źle, że Norwegów jest tylko pięć milionów, albo czy to źle, że mają ropę, a może to źle, że ją wydobywają. A może powinni ją oddawać za darmo…
Listy do norweskich przyjaciół.
Mateusz Morawiecki pracą fizyczną nie zhańbił się nigdy. Nie chcę tu powiedzieć, że praca w banku nie jest potrzebna i ważna, ale nie wymaga także zbyt wielu nakładów własnych. Wystarczy średniej jakości garnitur, koszula, krawat i buty i ewentualnie jakaś teczja na dokumenty. Nie wiem także na ile porównywalny jest zarobek dyrektora w banku do pracownika na platformie wiertniczej. Oprócz dochodów z pracy bankiera i pensji polityka, Mateusz Morawiecki ma ukryty majątek, który najprawdopodobniej pochodzi ze spekulacji. I ani pandemia, ani wojna, ani żadne inne wydarzenie na świecie nie zmusiło go do dzielenia się z kimkolwiek swoimi pieniędzmi. Więc może niech prawicowa młodzież pisze listy do premiera by ten np. sfinansował jeden wyjazd dla dziecka potrzebującego operacji w specjalistycznej zagranicznej klinice albo żeby chociaż w obliczu wojny przyjął uchodźców do swego szczęśliwego i dostatniego domu. Jakoś nigdy do moich uszu nie dotarło, by premier udzielał się dobroczynnie, czego wymaga od zupełnie nieznanych sobie ludzi. Siedzi rozwalony w fotelu z nadętą miną między swoimi zwolennikami i wymaga od innego kraju, by ten zrzekł się własnego bogactwa w imię nie do końca wiedzieć czemu. Mówi to do kraju, który najpierw musiał zainwestować w poszukiwania złóż ropy, potem musiał kupić specjalne, niezwykle drogie technologie do dokonywania odwiertów z poziomu dna morskiego, gdzie ludzie często pracują ze zbiornikami tlenu na plecach, pod powierzchnią niezwykle zimnego morza. Potem musiał wybudować niezwykle trwałe i wytrzymałe platformy wiertnicze, by na nich mogli bezpiecznie pracować ludzie. I na koniec musiał wyszkolić pracowników, którzy muszą być nie tylko nafciarzami, muszą także umieć zachować się w sytuacji ekstremalnej, gdyby przypadkiem helikopter, który ich dowozi do pracy miał awarię, a oni wpadliby do lodowatej wody. Na to wszystko potrzeba nakładów, garnitur i teczuszka nie wystarczą, potrzeba najlepszych materiałów, najbardziej niezawodnego sprzętu i odpowiedzialnych ludzi. Jakiś Sasin tego nie przypilnuje. Aż automatycznie narzuca się w mózgu pytanie, czy Norwegowie powinni zap…… za miskę ryżu?
Zdaniem polskiego premiera, kiedy już po przebyciu tej drogi, inwestorzy osiągają zadowalające zyski, powinni się tego wstydzić…
Nie rozumiejąc o co chodzi…
Ja tu tak piszę i usiłują sobie wyobrazić, co Morawiecki ma na myśli? Czego ten człowiek chce? Czy chciałby świata, który byłby jedną wielką komuną, gdzie ci, którzy potrafią zarobić pieniądze musieli przymusowo się dzielić? Świata, w którym tylko on i jeszcze paru cwaniaczków z jego partii byliby jedynymi bogatymi ludźmi, bo tylko w ich przypadku jest to moralnie uzasadnione? Dlaczego polski premier, który tak wiele krzyczy o suwerenności i wolności, zagląda do portfeli i budżetów innych państw i usiłuje zarządzać cudzymi pieniędzmi? I co tak naprawdę powinna zrozumieć młodzież z takiej nauki? Żeby znowu nienawidzić kogoś, kogo w życiu na oczy nie widzieli?