Sensacyjna zmiana w Newsweeku! Czy w Polsce istnieją jeszcze wolne media?, czyli co czyta między wierszami średnio-wygadana kobieta.


Nowa rola Tomasza Sekielskiego

W dniu 1 czerwca Tomasz Sekielski napisał na swoich profilach w mediach społecznościowych:

Szanowni Państwo, chcę podzielić się z Wami bardzo ważna wiadomością. Os lipca obejmę stanowisko redaktora naczelnego „Newsweek Polska”. Długo zastanawiałem się czy przyjąć tę propozycję. Ważąc wszystkie za i przeciw uznałem, że jest to niepowtarzalna okazja aby na jeszcze większą skalę realizować ambitne dziennikarskie pomysły i projekty. Zarząd Ringier Axel Springer Polska zagwarantował mi niezależność i pełna swobodę w kierowaniu Newsweekiem… itd., itd.

Redakcja zwalnia profesjonalnego pracownika.

Szokiem było nagłe odejście Tomasza Lisa ze stanowiska naczelnego. W pierwszym odruchu pojawił się niepokój o jego zdrowie. Szybko się okazało, że Tomasz lis został po prostu ze stanowiska naczelnego Newsweeka usunięty. Po przeczytaniu radosnego komunikatu Pana Sekielskiego i zapewnieniom, że dostał wolną rękę w prowadzeniu tygodnika , od razu nasunęło mi się pytanie: Skoro redaktor naczelny Newsweeka jest całkowicie niezależny, za co z takim hukiem wyleciał z tego stanowiska Tomasz Lis: ukradł długopis, nie spuścił wody w toalecie, a może zaparkował samochód na niewłaściwym miejscu? A może jednak niezależność redaktora naczelnego ma swoje z góry określone granice…

Pierwsza teoria granicy wolności słowa Tomasza Lisa.

Teorie tego nagłego wydarzenia są dwie. Jedną z nich jest oburzenie właścicieli ostatnią okładką tygodnika, przedstawiającą prezydenta USA ciągnącego za rączkę zminimalizowanego Andrzeja Dudę.

Rozumiem, że w obliczu wojny w Ukrainie, kontekst mógł być nieco szokujący. Szczególnie dla Amerykanów, którzy są właścicielami Newsweeka. Ale czy obraz pokazany na okładce nie jest do bólu prawdziwy? Czy prezydent światowego marginesu, jakim jest Andrzej Duda, nie ogrzał się w wątpliwym blasku tej wojny znacznie powyżej swoich zasług? Czy gdyby nie wojna, Andrzej Duda kiedykolwiek gościłby w swoim pałacu Joe Bidena? A może „polowałby” na niego gdzieś między windą a drzwiami do toalety na brukselskich salonach, by chociaż przez chwile być z amerykańskim prezydentem na tym samym planie.

Tu absolutnie nie chodzi o wojnę, ani o prezydenta USA. Okładka wyraźnie sugeruje kim był, a kim, dzięki trudnym zbiegom okoliczności stał się Andrzej Duda. Mówi nam także, że nie jest to prawdziwa przemiana, jak u Zełenskiego, który będąc aktorem stał się bohaterem, że Andrzej Duda tak naprawdę nadal jest politycznym karłem, uczepionym amerykańskiego przywódcy, jak ostatniej deski ratunku przed politycznym, post-kadencyjnym niebytem.

Prawdopodobna druga teoria odejścia Tomasza Lisa.

Tomasz Lis napisał ostatnio artykuł o swoich kolegach dziennikarzach, o wolności mediów w Polsce i o szansach wyborczych opozycji wobec takiego stanu. Jest tam sporo słów o tych wszystkich mediach sprzyjających rządowi, prawicowych dziennikach i portalach opłacanych przez władzę, o kupionych tytułach, zastraszonych telewizjach, uwikłanych pojedynczych dziennikarzy bądź to przy pomocy przekupstwa albo zastraszania. Jest też sporo goryczy w stosunku do tak zwanych wolnych mediów, które przez lata zmiękczania i narzucania narracji powoli tracą swoją niezależną wartość. Nie poświęcają zbyt wiele czasu na rzetelną krytykę, rzetelną informacje i ukazywanie nagiej prawdy. W zamian za to powtarzają PiS-owską narracje o nieudolnej, totalnej opozycji, o braku programu wyborczego, o rzekomych kłótniach wewnątrz KO, o oddalaniu się liderów i braku porozumienia między nimi. Tomasz Lis słusznie zwraca uwagę, że tak zwane wolne media nie są żadną przeciwwagą dla tych skorumpowanych. Nie wymienia przy tym konkretnych redakcji i dziennikarzy, nikogo nie obraża.

Czy diagnoza Lisa jest prawdopodobna?

Z przedstawionym przez niego obrazem trudno się nie zgodzić. Osobiście podzielam jego obawy o najbliższe wybory. Wielokrotnie wypowiadałam się o tym choćby w odniesieniu do TVN i TVN 24. Dawniej to była naprawdę rzetelna, „grająca na ostro” telewizja. Nie obawiała się prawdy, a autorskie programy często obnażały polityczne bagno. Dziś zachowuje się, jak pomocnik władzy. W ciągu całego dnia mamy do czynienia ciągle z rzeką kłamstw, bo do głosu dochodzą tylko przedstawiciele rządu. Opozycja jest marginalizowana. Do programów zaprasza się najgłośniejszych, najbardziej bezczelnych klakierów PiSu, którzy sprawnie zagłuszą każdego, kulturalnego rozmówcę, szokując głupotą, omijaniem tematu i odpowiadaniem na pytania, które w ogóle nie padły.

Telewizja informacyjna stała się zwyczajnym cyrkiem, dedykowanym do głupawego widza, który musi się przed telewizorem czuć, jak u siebie pod budką z piwem. Musi być głośno i muszą wszyscy wrzeszczeć naraz. Właściwie to już nawet ksiądz w kazaniu nie musi zakazywać oglądania TVN-u, bo stacja ta zmieniła się w miła, miękką jak gąbka i pozbawioną idei telewizję śniadaniową. Posuwa się nawet do tego, by dla zwykłego zysku w reklamowych blokach wrzucać rządowa propagandę. Bez żadnego zastanowienia przerywa się rozmowy z prawnikami, ekspertami lub przedstawicielami opozycji, by nie przegapić pod żadnym pozorem kłamstw Mateusza Morawieckiego lub żenującego przemówienia A. Dudy, a po ich zakończeniu bez żadnej refleksji, bez komentarza, powraca się do poprzedniego tematu.

Jak to się stało, że media tak się zagubiły?

Mówi się, że w czasie kryzysu lub wojny, społeczeństwo skupia się wokół władzy dając jej dodatkowy kredyt zaufania. Mam wrażenie, że odkąd zaczęła się pandemia, a później konflikt w Ukrainie, wokół władzy skupiły się media, co w zasadniczy sposób wypacza obraz polskiej polityki w oczach społeczeństwa.

Od pewnego czasu zaczynam dostrzegać geniusz i fenomen Jarosława Kaczyńskiego, który niby próbuje zrobić jakiś milowy krok w niszczeniu kolejnych instytucji, na przykład odebrać koncesje TVN, ale tak naprawdę jest to tylko prowokacja. Kiedy wszyscy oddychamy z ulga, bo zamach na wolne media się nie powiódł, tracimy czujność, a wtedy poza światłem fleszy dokonuje się powolna erozja i ciche zniszczenie. Wiele zmian dokonuje się tak cicho, że zwykły człowiek nawet ich nie zauważa.

Nie ma więc społecznej reakcji, bo oczywiście reagujemy na wydarzenia znaczące. Stanęliśmy w obronie sadów, a nawet w obronie wolnych mediów, czy praw kobiet, ale świat wokół nas i tak zmienia się każdego dnia i nie wiemy gdzie jest docelowy punkt, w którym się obudzimy.

Dlaczego zniszczenie wolnych mediów jest ostatnią deska do społecznej trumny?

Tak do końca nie zdajemy sobie sprawy z wagi, jaką mają w naszym życiu media. Nie odczuwamy, jak grający w tle telewizor, radio włączone podczas jazdy samochodem, może zmienić nasze myślenie i nasze poglądy. Są osoby, na co dzień preferujące wolne media, które robiły takie eksperymenty, by przez jakiś czas słuchać wyłącznie telewizji publicznej. Najdłużej wytrzymał jeden człowiek, zaprzestał eksperymentu po 2 tygodniach. Powiedział, że zaczął sam bać się własnych myśli i odczuwał coś w rodzaju depresji i lęku. Świadomy eksperyment to coś pod kontrolą. Zawsze możemy go przerwać, kiedy czujemy, że staje się groźny. Tymczasem każdego dnia, nawet nieświadomie przyjmujemy swoją dawkę politycznej trucizny i coraz trudniej znaleźć takie medium, które byłoby odtrutką.

Co tak naprawdę wydarzyło się w redakcji Newsweeka?

Jakie były prawdziwe powody zwolnienie/odejścia Tomasza Lisa z Newsweeka? Może nigdy się tego nie dowiemy. To, co tu napisałam to tylko przypuszczenia podparte dyskusjami w mediach społecznościowych. Jest dla mnie jednak jasne, że odchodzi człowiek kompetentny, rzetelny, uczciwy, może nie przez wszystkich lubiany, ale doskonale dopasowany do tamtej roli. Nie chcę tu jakoś specjalnie stawać po czyjejś stronie, czy malować laurki byłemu już naczelnemu redakcji Newsweek Polska. Ale bardzo mnie zastanawia ta zupełnie niewytłumaczalna zmiana. Co musiało się wydarzyć, że konieczne było rozstanie tego niepokornego dziennikarza z tygodnikiem uważanym za największego wroga obecnej władzy? Czy te ostatnie filary podtrzymujące wolność i niezależność mediów są jeszcze wystarczająco silne, by oprzeć się nadchodzącej fali kryzysów, populizmu i poprawności politycznej? Czy my, społeczeństwo pozostaniemy sami, na ślepo próbując oddzielić prawdę od fałszu, dobro od zła?

Exit mobile version