fbpx

Tyrion Lannister – Peter Dinklage: mały wielki aktor Kończy dziś 50 lat


Subksrybuj nas na Google News

Tyrion Lannister znajduje się na szczytach list najulubieńszych bohaterów “Gry o tron”. Widzowie po prostu kochają tego niezwykle charyzmatycznego mężczyznę – hedonistę i inteligentnego stratega obdarzonego specyficznym poczuciem humoru. Grający go Peter Dinklage otrzymał za tę rolę trzy nagrody Emmy oraz Złoty Glob. W końcu Amerykanin, choć niski wzrostem, jest naprawdę wielkim aktorem. 11 czerwca 2019 r. kończy 50 lat. Czytamy w Onet Film

  • Gdy Peter Dinklage postanowił, że zostanie aktorem, agenci nie chcieli się nawet z nim spotkać, nie mówiąc już o reprezentowaniu. Dla kogoś o wzroście 135 centymetrów mieli co najwyżej role elfów w reklamach świątecznych
  • Amerykański aktor unikał jak ognia postaci stereotypowych dla karłów. Nie interesowało go granie krasnoludka
  • Choć, aby zarobić na rachunki, musiał przyjąć pracę jako analityk danych, cierpliwie, przez sześć lat, czekał na swoją szansę. W końcu go zauważono, a przełom nadszedł, gdy dostał główną rolę w filmie “Dróżnik” Toma McCarthy’ego (autor oscarowego “Spotlight”)
  • Największy rozgłos przyniósł mu serial “Gra o tron”, w którym wciela się w ulubieńca widzów Tyriona Lannistera. 15 kwietnia premierę ma ostatni sezon produkcji
  • 11 czerwca obchodzi 50. urodziny

Peter Dinklage ma zaledwie 135 centymetrów wzrostu. Jest to wynikiem achondroplazji, choroby powodującej zaburzenia w rozwoju kości. Gdy zdecydował, że chce być aktorem, wiedział, że będzie miał pod górkę. Nie mógł znaleźć agenta, zresztą ci mieli dla niego zlecenia tylko w okresie przedświątecznym, kiedy potrzebowano elfów świętego Mikołaja do reklam. Takie propozycje go nie interesowały. Dinklage nie chciał grać krasnoludków czy skrzatów. Na kostium składający się z kolorowej kamizelki, brody i szpiczastych butów reagował alergicznie. Rolę w tym stylu przyjął właściwie tylko raz – w drugiej części “Opowieści z Narni”. Poza tym unikał takiego repertuaru jak ognia.

Amerykański aktor był przyzwyczajony do tego, że w życiu nie ma lekko. Rodzice nigdy nie dawali mu taryfy ulgowej – traktowali go tak samo jak starszego brata, który nie był karłowaty. Nie dostosowywali domu do potrzeb Petera. Jeśli chciał wziąć coś z najwyższej półki, musiał się na nią wspiąć. W szkole nie miał dobrego kontaktu z rówieśnikami, jak mówi “nie były to fajne lata”. Dziś przyznaje, że tamte doświadczenia miały negatywny wpływ na jego psychikę. Radził z tym sobie przyjmując pozę buntownika – palił papierosy, ubierał się na czarno i słuchał punk rocka. Miłość do takiej muzyki zresztą nie zgasła. W latach dziewięćdziesiątych Dinklage był nawet wokalistą punkowego zespołu Whizzy. To właśnie z tego okresu pochodzi blizna na jego twarzy – skakał na scenie i któryś z muzyków przypadkowo kopnął go w skroń.

“Możesz wziąć tę scenę i wepchnąć ją sobie w tyłek”

Jeśli chodzi o aktorstwo, zaczynał od urządzania wraz z bratem (obecnie uznanym skrzypkiem) spektakli dla rodziny i sąsiadów. W szkole jedna z nauczycielek dostrzegła jego talent i zdecydowała się wystawić na szkolnych deskach sztukę “Sharon’s Grave”, z główną rolą przeznaczoną dla karła. Dla Dinklage’a było to wspaniałe doświadczenie. Tak naprawdę dopiero wtedy uwierzył, że w tym zawodzie byłoby dla niego miejsce. Gdy w wieku 15 lat zobaczył zaś spektakl “True West” z Johnem Malkovichem, upewnił się, że aktorstwo jest tym, co chce robić w życiu.

Po skończeniu college’u wyprowadził się do Nowego Jorku, gdzie w przyszłości zamierzał założyć teatr. Życie zweryfikowało jednak jego plany. Imał się różnych dorywczych prac, ale ledwo starczało mu na czynsz i jedzenie. W końcu został wyrzucony z mieszkania i zmuszony był szukać noclegu u znajomych. Agenci nie chcieli się z nim nawet spotkać, a co dopiero go reprezentować. W końcu dostał etat jako analityk danych. Nienawidził tej pracy, ale pozwalała mu opłacić rachunki i wreszcie godnie żyć.

Choć spędził w tej firmie aż sześć lat, nie zapomniał o swoim marzeniu. Miał dyplom z aktorstwa i nie chciał, aby był to jedynie “papierek”. Nie przyjmując stereotypowych ról przeznaczonych dla karłów bardzo ograniczał jednak swoje opcje. Debiut na ekranie zaliczył dopiero w wieku 26 lat w produkcji “Filmowy zawrót głowy”. Wcielił się w… aktora sfrustrowanego tym, że w Hollywood nie ma dla karłów ciekawych ról. Nie, to nie żart. “Możesz wziąć tę scenę i wepchnąć ją sobie w tyłek” było jedną z pierwszych kwestii, jakie powiedział przed kamerą. Poznany na planie tego filmu Steve Buscemi lata później polecił Dinklage’a reżyserowi komedii “13 Księżyców”.

"Dróżnik" - kadr z filmu

Foto: Materiały prasowe”Dróżnik” – kadr z filmu

Z kopyta

Ta produkcja była ważną pozycją w aktorskim CV Dinklage’a, ale wciąż nie można było mówić o przełomie. Ten przyszedł, gdy reżyser Tom McCarthy (autor oscarowego “Spotlight”) zaproponował mu główną rolę w filmie “Dróżnik”. Amerykański aktor wcielił się w entuzjastę pociągów, który dziedziczy opuszczoną stację kolejową w małym miasteczku i decyduje się nią zająć. Z rozmysłem wybiera życie w izolacji, choć na miejscu okazuje się, że samotny wcale nie będzie.

To był właściwie pierwszy przypadek, aby ktoś o wzroście Dinklage’a dostał główną rolę w filmie, i to nacechowaną romantycznie. Aktor podkreśla, że większość karłów na ekranie to postaci aseksualne, traktowane niczym skrzaty czy dobre duszki, nawet, jeśli nimi nie są. Fin z “Dróżnika” był inny. To bohater z krwi i kości, realny, taki, który czuje i wzbudza uczucia. Film zebrał świetne recenzje, został też zauważony przez gremia przyznające branżowe nagrody. Sam Dinklage również mógł się cieszyć z kilku wyróżnień, na przykład nominacji do prestiżowej Screen Actors Guild Award. O statuetkę dla najlepszego aktora rywalizował z hollywoodzką śmietanką: Benem Kingsleyem, Billem Murrayem, Seanem Pennem i Johnnym Deppem. Wygrać się nie udało, ale Dinklage zyskał coś znacznie ważniejszego – jego kariera ruszyła z kopyta.

Wystąpił potem między innymi w “Uznajcie mnie za winnego” Sidneya Lumeta, brytyjskiej komedii “Zgon na pogrzebie” (oraz jej amerykańskim remake’u), “Lassie” albo “Penelope”. Pojawiał się też w serialach. W telewizyjnym przeboju “Rockefeller Plaza 30” zaliczył pamiętny występ gościnny, a w “Bez skazy” wcielił się w pana nianię, który uwodzi matkę swojego podopiecznego. W teatrze również miał dobrą passę – zagrał na przykład Ryszarda III. To zdecydowanie nie były role z gatunku krasnoludków.

Jedyny kandydat

Życie Dinklage’a zmieniło się. Prawdopodobnie nigdy już nie zapomni jak to jest być bez dachu nad głową, ale to widmo wydawało się oddalić raz na zawsze. Nie musiał martwić się o pracę, regularnie dostawał propozycje. W życiu prywatnym również wszystko się układało. W 2005 roku ożenił się z reżyserką teatralną Ericą Schmidt. Para doczekała się dwójki dzieci. Dinklage, który nie lubi rozmawiać z dziennikarzami o sprawach pozazawodowych, nigdy nie ujawnił ich imion.

Był człowiekiem, któremu spełniały się marzenia. Ani przez chwilę nie pomyślał, że to dopiero preludium. A jednak. Rola Tyriona Lannistera w serialu “Gra o tron” odmieniła jego życie. Kandydaturę Dinklage’a podsunęła twórcom Lena Headey wcielająca się w Cersei, siostrę Tyriona. Spotkali się kilka lat wcześniej, gdy wystąpili w pilocie niewyemitowanego serialu “Ultra”. George R. R. Martin, autor książkowego pierwowzoru, przyznawał, że amerykański aktor nie był pierwszym kandydatem do zagrania tej postaci, ale tak naprawdę jedynym – “Gdyby nie przyjął naszej propozycji… O rany… Nie wiem co byśmy zrobili”. Twórca serialu, David Benioff dodawał: “Kiedy przeczytałem książki Martina, uznałem, że Tyrion to jeden z najwspanialszych bohaterów literatury. Nie literatury fantastycznej, a literatury w ogóle! Błyskotliwy, zgryźliwy, napalony, lubiący popić, z bałaganem w głowie – tylko jeden aktor mógł go zagrać”.

Ta rola przyniosła Dinklage’owi Złoty Glob oraz trzy nagrody Emmy. Tyrion zdecydowanie jest jednym z najulubieńszych bohaterów serialu. Jego przemiana na przestrzeni siedmiu sezonów naprawdę robi wrażenie. Jak mówi sam aktor: “On z czasem poznawał co to odpowiedzialność. Na początku był przecież beztroski. Wykorzystywał swoją pozycję wyrzutka – miał wszystko gdzieś. Piękno tej postaci polega na tym, że stopniowo dojrzewał. Moralność miał w sobie zawsze, ale odpowiedzialności dopiero się nauczył. Zrozumiał co może zrobić ze swoją inteligencją”.

Dinklage przyznaje, że nie przypuszczał, jak wielkim przebojem okaże się “Gra o tron”. Bardzo podobała mu się jego postać, był pod wrażeniem serialu, ale nic nie wskazywało na to, że będzie on aż tak wielkim artystycznym sukcesem. “Brałem udział w wielu przedsięwzięciach, którym oddałem całego siebie, a nie zdobyły żadnych nagród. Nie wiem do końca co spowodowało, że akurat ten serial cieszy się takim uznaniem, ale wiem, że powodem nie są smoki. Musi chodzić o tych świetnie napisanych bohaterów i ciężką pracę, jaką włożyli w to twórcy”.

"Gra o tron": kadr z serialu

Foto: Materiały prasowe”Gra o tron”: kadr z serialu

Od czasów “Gry o tron” może przebierać w propozycjach. Wystąpił na przykład w biograficznym dramacie “Moja kolacja z Herve”, oscarowym “Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” czy superprodukcjach “Piksele”, “X-Men: Przeszłość, która nadejdzie” i “Avengers: Wojna bez granic”. Bardzo możliwe, że po zakończeniu emisji serialu tych ciekawych ról w dorobku będzie miał jeszcze więcej. Choć praca na planie hitu HBO to największa przygoda jego życia, nie żałuje, że to już koniec. “Nadszedł czas, aby pójść naprzód – to przykra część tego zawodu. Zawsze jest to bolesne, zwłaszcza, jeśli spędzasz z tymi wspaniałymi ludźmi tak wiele miesięcy w ciągu roku. Ale to już czas. To idealny moment, by zakończyć «Grę o tron». Seriale czasami emitowane są zbyt długo, co prowadzi do absurdalnych rozwiązań fabularnych” – przyznał w jednym z wywiadów.

W jednej ze scen serialu Tyrion mówi: “Nigdy nie zapominaj kim jesteś. Reszta świata nie zapomni. Noś swoją niedoskonałość jak zbroję, która nie pozwoli cię skrzywdzić innym”. Sam Dinklage bardzo podobnie wypowiada się o swoim życiu. Nie chce być rzecznikiem osób karłowatych, nie interesuje go polityka, ale zawsze będzie sprzeciwiał się żartowania na temat ludzi niskiego wzrostu. Wie, że świadomość społeczna na temat tej przypadłości jest bardzo niska. Gdy nie był jeszcze rozpoznawalny, ludzie prosili, aby mogli zrobić mu zdjęcie lub dotknąć go na szczęście. Swój Złoty Glob Dinklage zadedykował karłowatemu brytyjskiemu aktorowi, który został napadnięty w pubie podczas świętowania swoich urodzin. Dziś mężczyzna jest sparaliżowany.

“Gdy byłem młodszy, myślałem o swojej karłowatości tylko w negatywnym aspekcie. Zastanawiałem się co, do cholery, zrobiłem w poprzednich życiach, że teraz mnie tak skrzywdzono. I rzeczywiście, bycie karłem przez większość czasu jest do bani. Ale każdy z nas ma jakieś problemy – fizyczne, emocjonalne, duchowe, mentalne. Musisz po prostu być ponad to. Inaczej takie myśli cię w końcu zjedzą żywcem”.

Źródło Onet Film


Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments