Jarosław Kaczyński miał być rządową lokomotywą, która ruszając w Polskę przyczyni się do wzrostu poparcia dla władzy. Jednak, póki co, efekty są znacznie gorsze od zakładanych oczekiwań. Najbardziej wpływowy polski polityk często myli miejsca, osoby, przekręca słowa. Dużo zastrzeżeń pojawia się też do treści merytorycznych. Kaczyński znowu przypomniał szerszej publiczności o swoich problemach językowych. Nagranie z występu w Koninie dało asumpt do wielu szyderczych komentarzy internautów.
Jeszcze niedawno najgłośniejsze wpadki językowe w obozie dobrej zmiany notował Patryk Jaki. Ma on wyjątkowy talent do kreatywnej słowotwórczości i pojęć typu: “hatakumba”, zamiast hekatomba, czy “dedrendolaga” w zastępstwie degrengolady. W ostatnich tygodniach zdetronizował go Jarosław Kaczyński, właściwie przy każdym publicznym występie notując jakieś faux pas. Ostatnio przekręcił Inowrocław z Włocławkiem, a Brejzę z Mejzą. Zabrakło mu też umiejętności, żeby wypowiedzieć słowo: “akumulator”, na przemówieniu w Płocku.
Jeszcze więcej trudności sprawiło mu słowo: “sztokholmski”. Prezes PiS chciał je wypowiedzieć kilka razy, jednak po nieudanych próbach całkowicie sobie odpuścił ten przymiotnik. Nagranie stało się niekwestionowanym hitem sieci i wzbudza salwy śmiechu oglądających. Pojawiają się też pytania, o to, czy występy Kaczyńskiego nie przynoszą więcej szkód niż pożytku obozowi rządowemu. Szpilę wbił mu też Donald Tusk. I cóż, że ze Szwecji. Takie sztokholmskie językowe zadanie na smartfonie znalazłem. Wystarczy poćwiczyć – napisał na koncie twitterowym.
Jeśli bóg chce kogoś ukarać odbiera mu rozum. Reszta dokona się automatycznie.
Poprawka